Czwartkowy gość biblioteki miejskiej przeszedł z publicznością przez wiele miast, które zwiedził razem z tatą zanim dotarli do Dhaulagiri – siódmego, co do wysokości ośmiotysięcznika. Rozpoczął od odrażającego Delhi, miasta, gdzie brud jest powszechnością, choć jego mieszkańcy są bardzo czyści (co wynika z ich religii). Wszyscy pracują na ulicach, gdyż nie mają wyznaczonych do tego miejsc. Na tych samych ulicach przechadzają się krowy – skupisko chorób i bakterii, a krawężniki zasypane są śmieciami. Ulice Delhi to także wspólna toaleta oraz miejsce, gdzie mężczyźni golą się nawzajem jedną brzytwą. Przyjaźń również okazywana jest w specyficzny sposób – mężczyzna nie może złapać kobietę za rękę, zaś mężczyznę owszem. W Europie taki widok wskazuje na homoseksualizm, zaś w Indiach pocałunki damsko-damskie i męsko-męskie są sposobem na okazywanie szczerej przyjaźni.
Następnie znaleźli się w stolicy Nepalu – Kathmandu - równie śmierdzącym, jednak spokojniejszym miejscu. Tamtejsi mieszkańcy lubią siedzieć i leżeć zwłaszcza na…ulicy. Niestety miasto nie jest zaopatrzone w ławki, ani inne miejsca przeznaczone do odpoczynku. To, co powinien wiedzieć każdy człowiek wybierający się w tamte rejony – trzeba mieć ze sobą mnóstwo cukierków! Nepalskie dzieci nie odejdą od turysty, kiedy nie dostaną jednego z nich. Jeśli nie spełni się ich oczekiwań, to tubylcy nie będą uczynni, wręcz mogą okazywać wrogość.
Po odwiedzeniu wielu miast Stefan wraz z ojcem znaleźli się ku podnóży himalajskich gór. To był czas, kiedy wzięli w ręce przewodnik trekkingowy napisany przez Janusza Kurczaba.
- „Przewodnik Kurczaba? Nie polecam. Opisywał trasę tak, jakby go tak w ogóle nie było. Przez to połowę trasy szliśmy tak, jak podpowiadała nam intuicja i mapy. Jednak mapy niestety nie pokazują szlaków na szczyty gór” – powiedział Stefan
Mężczyźni idąc trzecią godzinę pod górę w pełnym słońcu, napotkali na drodze pasterza, który kazał im zawrócić. Jak powiedział Stefan – „Luty to nie jest odpowiedni miesiąc na zdobywanie gór. Nie ma wydeptanych tras i do tego jeszcze ten pasterz, który widział zawracającą z przewodnikiem wycieczkę… ale nie poddaliśmy się, choć ta informacja była niepokojąca, a przecież my w ręku mieliśmy wprowadzającego w błąd Kurczaba”.
Nastał moment, kiedy Czernieccy musieli rozbić namiot i spać pod gołym niebem. Nie było już w pobliżu chat pasterskich, ani dzieci proszących o cukierki. Każdy człowiek wybierający się na szczyty gór musi zrobić sobie jedną dobę przerwy, aby przyzwyczaić organizm do wysokości oraz przygotować się na silny wiatr i niską temperaturę do -25°C.
Kiedy minął czas wolny, z samego rana wyruszyli na wyprawę. –„Przed nami pojawiła się pionowa ściana… Himalaje to sypkie góry, tworzy je skała osadowa. Każdy chwyt był niebezpieczny, ponieważ wszystko się sypało. Wtedy po raz pierwszy mój tata-alpinista poczuł strach” – opowiadał Stefan.
Na wysokości ponad 5 000 m n.p.m. Stefan zaczął odczuwać chorobę wysokogórską – pojawiły się mdłości, ból głowy, biegunka – gdyż lek, który brał, aby temu zapobiec przestał działać. Mężczyzna był słaby, nie miał siły nieść swojego 20-kilogramowego plecaka. Wówczas jego tata chciał zejść na dół po pomoc, ale przerażała go wizja spędzenia kilku nocy samemu na pustkowiu. Wtedy ojciec wziął połowę rzeczy do swojego plecaka i zaciskając zęby szedł pod górę robiąc ślady, po których szedł syn.
- „Śniegu było coraz więcej. Kolejny dramat pojawił się, gdy jedną częścią ciała zapadaliśmy się co kilka metrów aż po same udo. Trzeba było wydostać się tak, aby nie złamać sobie nogi. Pomyślcie, co czuł tata z plecakiem, który ważył ponad 30 kg. Postanowiliśmy się zamienić - to ja badałem teren i robiłem dla niego ślady, choć mój stan fizyczny nie był najlepszy.” – mówi Stefan. „W końcu dotarliśmy na szczyt. Pojawił się śmiech, wzruszenie, nieokiełznana radość.” – dodaje
Choć mężczyźni gubili szlaki, nie raz znaleźli się w pułapce, stali nad przepaścią, musieli oszczędzać zapałki, by mieć czym odgrzać sobie wyznaczony obiad na dany dzień (bo jak wiadomo, na takich wysokościach gaz z zapalniczki nie zdaje egzaminu), choć ich zejście w dół też przez chwilę wprowadziło Stefana w panikę – gdyż, kiedy tata poszedł szukać trasy, nie wracał ponad godzinę mimo nawoływania syna - to właśnie tak młody podróżnik wymarzył sobie tę przygodę, czyli po męsku.
- „Jestem dumny, zrobiłem to dla taty i z tatą. Razem zdobyliśmy Dhaulagiri!” – podsumował Stefan