Sceny, które rozgrywają się aktualnie w Wyszkowie, bez wątpienia na długo zapiszą się w pamięci naszych mieszkańców. Mój stosunek do nich jest bardzo ambiwalentny. Mamy bowiem do czynienia z zachowaniami, które bezsprzecznie są nie do zaakceptowania. To zwyrodnienie, z którym na pewno nikt z nas nie chcialby mieć do czynienia. Dla osoby, która jest rodzicem, są to historie wręcz mrożące krew w żyłach.
Temat jest jednak złożony i nie zaczął się 3 dni temu. Trwał latami. Duża część naszych mieszkańców o nim wiedziała. Nie chce mi się wierzyć, że była to jedynie młodzież. Jej samej oczywiście można wiele wybaczyć, ale czy na pewno? To bardzo złożone zagadnienie, jeśli chodzi o etykę i moralność. Przywołuje szereg pytań tej natury, na które na pewno jednoznacznie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Co bowiem, gdyby oprócz pisania doszło jednak do poważnego naruszenia czyjejś fizyczności i intymności? Czy można byłoby mieć pretensje do tych, którzy o tym wiedzieli o brak jakiejkolwiek reakcji?
Czy naprawdę trzeba było czekać na przybycie do naszego miasta samozwańczego inkwizytora, który rozpalił psychologiczny stos, spalił na nim oskarżonego, a jego rodzinie i bliskim przypiął na stałe szkarłatne litery i kto wie czy nie skazał na banicję? Czy aby na pewno chcemy żyć w rzeczywistości, w której stawiamy znak równości między sprawiedliwością a samosądem i mentalnym linczem?
Imię i nazwisko do wiadomości Redakcji
O sprawie pisaliśmy TUTAJ