Na 101. urodziny uroczyście zorganizowane przez najbliższą rodzinę jubilata zostały zaproszone władze samorządowe gminy oraz duchowni, a wśród nich: wójt Mieczysław Pękul, ks. Prałat Andrzej Grzybowski, przewodniczący Rady Gminy Sławomir Gałązka i kierownik USC Teresa Kasprowicz. Nie kryjący zdumienia, a zarazem radości pan Stanisław Olbryś – z natury bardzo skromny i troszczący się o innych człowiek – wraz z zebraną rodziną serdecznie powitał szanownych gości.
Proboszcz parafii Poręba ks. prałat Andrzej Grzybowski rozpoczynając modlitwę oddał wstawiennictwu i opiece Matki Najświętszej obecne i przyszłe życie jubilata. Dziękując za długie, dobre i godne przeżycie tych 101 lat pobłogosławił pana Stanisława, podziwiając fakt, że mimo sędziwego wieku poranną modlitwę odmawia na klęczący.
Goście złożyli tradycyjne życzenia, natomiast dzieci gratulując ojcu z ogromnym wzruszeniem i łzą w oku dziękowały „za twoją mądrość, życie i wspaniałe serce otwarte na każdego bliźniego, dalszych lat w zdrowiu tatusiu”. W trakcie przyjmowania powinszowań pan Stanisław z dumą podkreślał wielokrotnie, że ma dużą rodzinę, wszystkim zaś odpowiadał na każdy uścisk dłoni i dobre słowo – „Bóg zapłać” - i odwzajemniał życzenia serdecznym gestem i skromnym uśmiechem. Następnie serdecznie zaprosił gości do bogato zastawionego stołu na smaczny poczęstunek.
Podczas wspólnego posiłku Jubilat umilał czas wspomnieniami i piosenką, co wzbudzało zainteresowanie nie tylko ze względu na jego dobrą pamięć, ale również z uwagi na treści patriotyczne śpiewanych pieśni wyrażających potrójną miłość, zakorzenioną głęboko w sercu pana Stanisława: do Boga, ludzi i Ojczyzny. Opowiadając o czasach wojny wspominał o aresztowaniach miejscowej ludności więzionej wstępnie w szkole i zabieranej na dalsze przesłuchania: „… ja byłem dwa razy w Gestapo. Wszystkich młodych ludzi brano do pracy fizycznej. Ale naprzeciwko moich przyszłych teściów mieszkał wójt, który podpowiedział teściowi: masz dwie córki, więc żeń je prędko, bo żonatych nie biorą. Dlatego teść wydał swoją córkę w wieku 17 lat za mąż i tak się pobraliśmy z Teodorą.”
Wspominając swoją służbę wojskową w Baranowicach oznajmił: „Przebywaliśmy tam w małym budynku jak ten dom, a było nas tam pięćdziesięciu. Wśród nas był jeden starszy pan z Leszczydołu, który zapytał się przełożonego kiedy pójdzie na opatrunek? Był to nauczyciel z Leszczydołu, któremu odpowiedziano: jutro. Niestety lecz następnego dnia go rozstrzelano. Miał poranione nogi jednak nie doczekał się wizyty u lekarza. Nasz przyjaciel rusek oswobodził nas i dopiero wtedy nas zwolnili. Dwa tygodnie przez lasy i góry się szło do domu na piechotę. Wracałem oczywiście w mundurze, bardzo się obawiając o swoje życie, a moi koledzy w chlebakach nieśli granaty. Byliśmy bardzo głodni, a Ukrainki nie chciały dać nam chleba. Jednak jak poprosiłem jedną z nich to dała nam pół bochenka chleba”.
Opowiadając o swoich młodzieńczych latach pamięta, jak do zachowania dyscypliny zamiast paska służył „pocięgiel”, wiec jak któreś z dzieci zasłużyło to ojciec nie żałował tego szewskiego rzemienia żeby wymierzyć sprawiedliwość. Były też chwile smutne, gdy bieda zaglądała w oczy: dobre jabłka z sadu sprzedali rodzice żydom, żeby mieć pieniądze dla nas na ubrania, a my dzieci jedliśmy na wpół zgniłe jabłka. Gdy ktoś to przeżył potrafi docenić czasy, w których obecnie żyjemy.
Warto wspomnieć, że był szewcem, a wykonywał ten zawód /obok prowadzenia gospodarstwa/ z zamiłowaniem po to by utrzymać swoją liczną rodzinę. Fach ten jednak wykorzystywał też do tego, by być z ludźmi, by im służyć. Córka wspomina, że jeszcze w ubiegłym roku kupił za kilkaset złotych fleki i gumę służącą do naprawy butów, gdyż tak ogromną miał jeszcze wtedy werwę i zapał do pracy. Niestety obecny stan zdrowia nie pozwala na kontynuowanie tej życiowej pasji. Jednak mieszkańcy Poręby i okolicznych miejscowości pamiętają, że zawsze można było zwrócić się do Niego i poprosić o naprawę butów.
Pan Stanisław czasami żartuje – jak opowiadają jego dzieci – jakbym miał 90 lat to jeszcze bym towarzyszki do życia i rozmowy poszukał. Gdy w trakcie uroczystości podano urodzinowy tort, wszyscy goście wraz z członkami rodziny odśpiewali szanownemu jubilatowi 200-lat niech żyje nam, który bez problemu zdmuchnął energicznie palącą się świeczkę imitującą 101 urodziny.
Opracowanie i foto: Marek Rozenek