- Wróćmy na chwilę do poprzedniego sezonu. Bug po kilku latach wywalczył upragniony awans, ale te ostatnie czerwcowe mecze chyba kosztowały Was sporo nerwów?
Łukasz Choderski: - Myślę, że cały sezon był takim właśnie rollercoasterem. To był bardzo wyczerpujący czas. Mieliśmy trudny moment po meczu w Radzyminie, bo spadliśmy z miejsca barażowego. Powiedzieliśmy sobie, że pracujemy do końca, patrzymy tylko na siebie, a i tak koniec końców każdy musi zagrać z każdym. Przetrwaliśmy ten moment jako drużyna. Przyniosło to efekt, bo my już się nie pomyliliśmy, a Kobyłka straciła punkty z Deltą. Zagraliśmy w barażach, a finał tego dwumeczu znamy.
- Po pierwszym meczu z Warką czuliście, że już pukacie do drzwi z napisem V liga? Przypomnijmy wygraliście wtedy 4:0.
- Mecz domowy ułożył się po naszej myśli, ale mieliśmy odpowiednie podejście, bo wiedzieliśmy, co będzie czekało nas w rewanżu w Warce. Założenie na mecz rewanżowy było takie, żeby nie stracić gola na początku, a sami musimy strzelić przynajmniej jedną bramkę, która wprowadziłaby większy spokój. Niestety, drużyna z Warki strzeliła pierwszą bramkę, a do szatni schodziliśmy z wynikiem 2:0. Zrobiło się nerwowo, ale udało się nam opanować sytuację i na początku drugiej połowy Nasiadka zdobył bramkę kontaktową. Do końca walczyliśmy o upragniony awans, tym bardziej że Bug podejmował już kilka nieudanych podejść do niego. Końcowy gwizdek będę długo pamiętał.
- Tym samym awansowaliście do V ligi. Jaki cel sobie zakładaliście przed tym debiutanckim sezonem?
- Jako klub nie postawiliśmy sobie celu określonego miejscem. Napewno chcielibyśmy być blisko czołowej grupy walczącej o awans. Takie podstawy dawały nam sparingi, w których wyglądaliśmy bardzo dobrze. Sumiennie z drużyną przepracowaliśmy okres przygotowawczy i liczyliśmy, że to założenie jest w naszym zasięgu. Można powiedzieć, że życie nieco zweryfikowało te plany. Mieliśmy pewne problemy kadrowe w drużynie, więc w związku z wymaganiami wyższej ligi te kwestie wpływały na wyniki. To są główne przyczyny tego, że nie punktowaliśmy tak jak sobie zakładaliśmy. Podchodzimy z respektem do poprzedniej rundy i szanujemy w pełni to co mamy.
- Jak ocenia Pan tę rundę?
- Na pewno szkoda meczu z Drukarzem - gdybyśmy mieli 21 punktów, to uznałbym, że ta runda była udana. Czujemy żal, że te punkty nam uciekły. Największy negatywny wpływ na wynik w rundzie miało to, że z pierwotnej kadry, którą zamknęliśmy na ten sezon, wypadło nam kilku zawodników. Ze względu na chorobę nie gra Przemek Nasiadka, za którego powrót do zdrowia trzymamy kciuki jako cała drużyna. Z zespołem pożegnali się Arek Waszak i w trakcie sezonu Kuba Wyszkowski. Cała wspomniana trójka robiła dobrze liczby, więc zdecydowanie nam tego brakowało. Mimo, że jesteśmy beniaminkiem - apetyty związane z rundą jesienną były większe. Wkrótce wracamy i na wiosnę mamy plan pokazać prawdziwy potencjał, który tkwi w tej drużynie.
- Jak Pan ocenia poziom sportowy w Decathon V lidze? Czy to dla Pana i zespołu duży przeskok?
- Jest różnica jeśli chodzi o organizację gry drużyn, jakość samych zawodników i jest ona odczuwalna pomiędzy Ligą Okręgową a V ligą. Co tydzień mierzymy się z drużynami wymagającymi, więc my też musieliśmy pewne rzeczy reorganizować i potrzebowaliśmy na to czasu. W tej lidze zespoły poprzez doświadczenie i wyższą jakość potrafią bezlitośnie wykorzystywać błędy, o czym przekonaliśmy się w kilku spotkaniach. Były mecze, w których w mojej ocenie graliśmy dobrą piłkę, natomiast minimalnie przegrywaliśmy.
- No właśnie, te mecze na styku. Kilka goli więcej po waszej stronie i macie wyższe miejsce w tabeli. Choćby z Polonią Warszawa. Czego wtedy zabrakło?
- W meczu z Polonią byliśmy blisko, by osiągnąć dobry wynik, bo w końcówce mogliśmy pokusić się o remis, natomiast boiskowo Polonia nas zdominowała jak nikt inny w tej lidze. Przypomnę, że w meczach z Łomiankami czy Marcovią nasza gra wyglądała solidnie, mieliśmy wiele dobrych momentów, a przegraliśmy wyraźnie. W tej rundzie brakowało nam skuteczności pod bramką przeciwnika i to jest jeden z powodów pewnych niepowodzeń. Staramy się w większości spotkań grać na własnych zasadach - wysoko w obronie, intensywnie i dużo utrzymywać się przy piłce, natomiast niektóre mecze pokazały, że czasem warto oddać przeciwnikowi pole, aby wykorzystać wolne miejsce za jego plecami. Taki sposób pracy rozwinął drużynę, bo doskonaliliśmy kolejną fazę gry, a dzięki temu - jest to kolejny sposób by pokonać przeciwnika.
- Patrzę na liczby. Wy nie lubicie się dzielić punktami z rywalami. Albo wygrywacie, albo oddajecie je rywalom. Nie zremisowaliście żadnego meczu. Czy to wynika z waszego piłkarskiego DNA, że zawsze gracie o pełną pulę i czasem się nie udaje?
- Fakt, nie kalkulujemy. W meczach, gdzie przegrywaliśmy, zawsze walczyliśmy do końca. Robiliśmy wszystko, żeby nie było łatwo nas pokonać i z tego jestem bardzo zadowolony. Właśnie takich zawodników mamy w szatni, grających do samego końca, a to jest dobry prognostyk na przyszłość.
- Czy 8. miejsce to jest to, na co teraz realnie stać Bug? Czy są jeszcze rezerwy?
- Myślę, że 8. miejsce musimy na dzisiaj przyjąć i zaakceptować. To jest to miejsce, na które zapracowaliśmy, ale wiem, że stać nas na zdecydowanie więcej. Jeśli chodzi o przyszłość mamy fundament, jakim jest kapitalna szatnia. Wspólnie wypracowaliśmy wysoki etos pracy i to sama przyjemność pracować z tymi facetami, z tymi zawodnikami. Doceniam, że wszystkim bardzo zależy i uważam, że to jest niezwykle duża wartość.
- A jak z jest z akademią? Są potencjalni następcy?
- Zacznę od tego, że chcemy mieć swój styl, nad którym pracujemy. Tym stylem chcemy zadowalać i przyciągać kibiców. Poprzez naszą grę chcemy też pokazać graczom z całej akademii, że warto się piąć w górę, że podstawowym celem zawodnika w klubie jest gra w pierwszej drużynie, która jest dobrze zorganizowana, ma swój styl i chce wygrywać. Jestem w stałym kontakcie z trenerem drugiej drużyny i jednocześnie koordynatorem szkolenia Mariuszem Szajczykiem. Nasza współpraca układa się wzorowo, na treningach korzystamy z zawodników z drugiej drużyny, a także juniorów. Mamy pełen przegląd pola, jeśli chodzi o akademię. Wszystko leży w głowach, nogach i sercach tych młodych chłopaków. Brama do pierwszej drużyny jest otwarta i liczę, że młodzież będzie mocno naciskać.
- Czy planujecie już wzmocnienia na rundę wiosenną?
- Zakładamy, że wzmocnimy drużynę na rundę wiosenną. Prowadzimy pewne rozmowy, ale jeszcze przed nami trochę pracy, zanim kogokolwiek będziemy mogli oficjalnie ogłosić. Liczę, że w rundzie rewanżowej zobaczymy nowych zawodników, którzy podniosą jakość drużyny.
- Teraz zasłużone urlopy. Ale co potem, jakie są plany pierwszej drużyny Bugu Wyszków na okres przygotowawczy?
- W grudniu zawodnicy odpoczywają od treningów, do których wrócimy już 7. stycznia. Od połowy grudnia zawodnicy zaczynają pracę indywidualną. Mamy zaplanowanych siedem sparingów, pierwszy z Białymi Orłami, ostatni z Hutnikiem Warszawa.
- Runda wiosenna, jak Pan myśli, co będzie największym wyzwaniem?
- Największe wyzwanie to utrzymanie jakości pracy. Chcielibyśmy szybko zapewnić sobie utrzymanie i dalej rozwijać drużynę. Nadal chcemy być trudni do pokonani, nadal chcemy mieć swój styl. Mam nadzieję, że wyciśniemy maksa z tej rundy i zrobimy dobry fundament pod przyszły sezon. To jest piłka, która jest nieprzewidywalna, ale mam nadzieję, że nasza praca się opłaci. Jeśli pozyskamy zawodników z którymi rozmawiamy to powinno być naprawdę dobrze.
- To na którym miejscu Bug będzie na koniec sezonu?
- Nie chciałbym mówić o miejscu. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to liczę, że możemy być niespodzianką na wiosnę.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Pieniążek