- Gdy po ostatniej sesji Rady Miejskiej, na której Grzegorz Nowosielski publicznie zarzucił, że na gminnych inwestycjach w tym roku zbije Pan większy kapitał polityczny niż on, gdyż on nie będzie startował na burmistrza, a Pan tak, zadzwoniłam z pytaniem, czy może Pan wreszcie potwierdzić tę powszechnie powtarzaną opinię? Powiedział Pan wówczas, że pod koniec stycznia będzie gotów przedstawić propozycję opozycji na nadchodzące wybory samorządowe i kolejną kadencję w gminie Wyszków i w Powiecie Wyszkowskim. No i że będzie to propozycja, jakiej jeszcze nie było...
Adam Szczerba: - Tak, chcemy zaproponować mieszkańcom zupełnie nowy, świeży pomysł na kampanię, ale i na czas po wyborach. Przychodzimy tu dziś w trójkę - Piotr jako kandydat na burmistrza, Alicja jako kandydatka na jego zastępcę, i ja jako kandydat na przewodniczącego Rady Miejskiej - za nami stoi dodatkowo bardzo mocny zespół, składający się z osób m.in. z doświadczeniem samorządowym, społeczników, przedsiębiorców i specjalistów w swoich dziedzinach, który gwarantuje, że nasza praca nie zakończy się w dniu wyborów. Stawiamy na Piotra Płochockiego jako kandydata na burmistrza i jednocześnie jasno pokazujemy wyborcom, czego mogą spodziewać się po tym kandydacie i jego zapleczu. To jest sygnał dla mieszkańców, że głosując na jedną osobę - Piotra jako kandydata na burmistrza - głosują niejako na trzy osoby, z których każda ma wiedzę i doświadczenie w konkretnych obszarach i które wzajemnie się uzupełniają.
Piotr Płochocki: - Ponadto, jesteśmy ludźmi spoza układu, mamy świeże spojrzenie, którego nie mają nasi przeciwnicy, wymieniający się od lat samorządowymi stanowiskami.
Alicja Staszkiewicz: - Przynosimy odnowicielską energię, a także nową jakość i przejrzystość. Od początku widzicie cały skład i wiecie, na kogo stawiacie.
- To, jaki ma być podział ról, już usłyszeliśmy. W takim razie, jakie obszary są wiodące dla każdego z Państwa i co każde z Was wnosi do tego teamu?
Piotr Płochocki: - Jestem człowiekiem, który jest zżyty z Wyszkowem. Mam te okolice głęboko w sercu i nawet kiedy gdzieś wyjeżdżam, to patrzę na inne strony Polski czy świata pod kątem tego, na czym mogłoby się moje miasto wzorować i jak je ulepszyć. To - swoją drogą - często bawi moich towarzyszy podróży, którzy pytają retorycznie: "Czy Ty wszędzie musisz szukać tego Wyszkowa?!". Ale to silniejsze ode mnie. Nasza historia jest bardzo niepozorna, bo wydaje się w dużej mierze jednym długim pasmem zniszczeń wojennych i wieloletniego wychodzenia z nich, ale ja nauczyłem się odkrywać te warstwy miasta, które po kolejnym zniszczeniu już się nie odradzały bądź deformowały. Moja rodzina przez ostatnich sto lat była z tym miastem silnie zrośnięta. Pradziadek Piotr Płochocki (po nim noszę imię) był prezesem Spółdzielni Oszczędnościowo-Pożyczkowej, czyli prekursorki dzisiejszego wyszkowskiego Polskiego Banku Spółdzielczego, radnym miejskim, podobno też przez jakiś czas zastępcą burmistrza Wolskiego, o czym mówił mi Bolesław Wolski. Mój dziadek, Juliusz Płochocki, budował pierwsze wyszkowskie bloki. Ojciec Paweł Płochocki prawie 30 lat pracował w wyszkowskim szpitalu, a mama Hanna od 42 lat pracuje w PSS „Społem”. Ta wieloletnia bliskość problemów miasta zdeterminowała moje zainteresowanie nim i zbudowanie w głowie konkretnej wizji jak miasto i gmina mogłyby wyglądać i funkcjonować. Zatem moja wizja wyszkowskiej krainy to wizja miejsca świadomego swojej tożsamości, zaprzyjaźnionego ze swoją rzeką, parkiem, lasami i historycznymi artefaktami przeszłości, gdzie dba się o wysoką jakość usług społecznych i gdzie młodzi ludzie chcą wracać po studiach, zamiast uciekać np. do Warszawy.
Alicja Staszkiewicz: - Uważam, że Wyszków potrzebuje przede wszystkim wizjonera - i to wnosi Piotr - ale też doświadczonego menadżera. I to jest ten komponent, który mogę od siebie dać w zespole, bo przynoszę lata doświadczenia w pracy w korporacji (i nie tylko) na poziomie zarządczym. Jest to o tyle ważne, że wiąże się z odpowiedzialnością za wysoki budżet, prowadzeniem dużych projektów, współpracą z poważnymi inwestorami. Chodzi o pewną dyscyplinę pracy, która sprawia, że prowadzenie projektów odbywa się w sposób produktywny i nastawiony na realizację celów. Piotrek ma wizję, z którą się całkowicie zgadzam, a ja zasób doświadczenia, które zapewni jej realizację. Taka komplementarność kompetencji pozwoli na sprawne zarządzanie gminą.
Adam Szczerba: - Ja jestem kolejnym elementem tej koncepcji. Do zespołu wnoszę największe doświadczenie samorządowe, ale dodatkowo, przez swoją codzienną pracę w globalnej korporacji, nadal inne i świeże spojrzenie na samorząd. Wiem, jak zarządzać Radą Miejską i jak ona powinna funkcjonować. Stąd pomysł, aby podjąć się tej bardzo ważnej roli - przyszłego przewodniczącego Rady. Jeśli mamy zmieniać gminę i powiat, potrzebujemy komplementarności działań. Sam burmistrz niczego nie zrobi, potrzebna do tego jest Rada Miejska i współpraca ze Starostwem Powiatowym, a ja i inne osoby z naszego komitetu gwarantujemy, że można to będzie zrealizować. Za nami, za tymi trzema osobami, jest cała drużyna, która będzie pracowała w kampanii i poza kampanią, na realizację tej wizji. Jest to już kilkadziesiąt osób.
- Pan łączy w sobie wszystkie cechy, które wnosicie jako zespół - i doświadczenie samorządowe, menadżerski sznyt, znajomość samorządu i potrzeb miasta, a przy tym jest Pan rozpoznawalny i wskazywany jako pewny kandydat opozycji na burmistrza. Dlaczego Pan nie ubiega się o ten urząd?
Adam Szczerba: - Odpowiedź jest prosta. 13 lat temu, gdy po raz pierwszy zostałem radnym, podpisałem z mieszkańcami swoiste zobowiązanie–zobowiązanie do tego, że będę ich godnie reprezentował w radzie miejskiej. Przygotowując się do sesji, wsłuchując się w potrzeby mieszkańców, zabierając głos w ważnych dla Nas wszystkich sprawach, staram się to zobowiązanie cały czas realizować, poświęcając na to swój własny, wolny czas. Nigdy natomiast moim celem nie było stanowisko burmistrza. Będąc radnym, jednocześnie skupiałem się na realizacji osobistych celów, na zbudowaniu swojej kariery zawodowej od podstaw, bazując na tym, co przez lata sam wypracowałem. Mam nadzieję, że w tym momencie udaje mi się łączyć te dwa elementy. Dlatego też nie rezygnuje z pracy na rzecz mieszkańców i chcę wesprzeć Piotra, kierując pracami Rady Miejskiej. Rady, która jako organ uchwałodawczy decyduje, jak ma wyglądać gmina i powinna to robić wspólnie z burmistrzem.
- To samo pytanie można by zadać Pani… Tym bardziej, że poza doświadczeniem menadżerskim, ma Pani też pewien bagaż doświadczeń samorządowych.
Alicja Staszkiewicz: - Tak, od zawsze działałam w organizacjach pozarządowych, gdziekolwiek się na danym etapie życia znajdowałam. I tak 10 lat temu należałam np. do stowarzyszenia Forum Radzymin, z którego wykluł się cały dzisiejszy samorząd w Radzyminie. Była to sytuacja podobna do tej dzisiejszej w Wyszkowie: młodzi ludzie postanowili odmienić oblicze źle funkcjonującej gminy, którą rządził „beton” i nikt nie wierzył, że da się go skruszyć. Bardzo kibicowałam tej ekipie, dostałam propozycję kandydowania na radną, ale przeprowadzałam się akurat do Wyszkowa i w tamtych wyborach nie wystartowałam. Zawsze jednak ten pomysł w głowie był. Potem spędziłam wiele lat w mojej firmie, bardzo dużo się nauczyłam, wielokrotnie awansowałam, wychowałam wielu fantastycznych menadżerów, daje mi to wielką radość. Natomiast mam od jakiegoś czasu taką potrzebę i przekonanie, że moją misją w życiu jest wykonywanie pracy, która ma przełożenie na otoczenie, w którym dorastają moje dzieci, żeby zostawić coś wartościowego po sobie. To jest pewien rodzaj satysfakcji, którą może przynieść praca społeczna, w którą się bardzo angażuję na różnych poziomach, ale pełnię może przynieść dopiero realny wpływ na miasto, na gminę. Mamy konkretny plan, który chcę realizować i wiem, że z tymi ludźmi da się to zrobić. Nie kandyduję na burmistrza, bo jestem przekonana, że jest ode mnie lepszy kandydat, Piotr, który to miasto zna od podszewki, a przede wszystkim - o niewielu osobach można to powiedzieć - naprawdę nosi Wyszków w sercu. Co więcej, postanowiłam nie kandydować w wyborach na radną. To właśnie wynika z naszego konceptu. My się widzimy w takim pakiecie, nie jest to tylko kalkulacja wyborcza, żeby potem oddać mandat i objąć w samorządzie inną funkcję.
Adam Szczerba: - Mamy przykłady, że ludzie startowali na radnych i mieszkańcy na nich glosowali, a oni potem oddawali to miejsce komuś innemu, bo sami dostawali inne stanowisko. To nieuczciwe wobec mieszkańców. My od razu chcemy powiedzieć, w jakiej konfiguracji startujemy. W naszej formule stanowisko wiceburmistrza jest jakby „wybieralne”, bo głosując na burmistrza, wskazujemy od razu wiceburmistrza.
- Jakie jest Pana doświadczenie samorządowe i zawodowe?
Piotr Płochocki: Jestem absolwentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim i od zawsze dziennikarstwo, zwłaszcza związane z kulturą, w pewien sposób towarzyszy mi zawodowo. Od blisko 14 lat prowadzę w wyszkowskim kinie DKF (od jakiegoś czasu także w Radzyminie) oraz inne imprezy związane z popularyzacją kina i edukacją filmową. Jestem autorem i współautorem licznych artykułów oraz publikacji min. „Harcerze z Liceum” czy „Ziemia Wyszkowska i Puszcza Biała: kto był kim". Prowadzę kilka fanpejdży na Facebooku, w tym dwa poświęcone miastu: Wyszkowska Atlantyda (o historii Wyszkowa) oraz „Z kroniki wyszkowskiego dziadostwa” (o wyszkowskiej przestrzeni miejskiej). Jestem wieloletnim instruktorem harcerskim. Mam duże doświadczenie w pracy społecznej w różnego rodzaju stowarzyszeniach związanych z Wyszkowem, np. Stowarzyszenie Miłośników Rybienka Leśnego i Okolic czy Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Norwida. Dwie najnowsze inicjatywy to powstałe na bazie Komitetu Odbudowy Drugiego Obelisku Wazów Wyszkowskie Stowarzyszenie Miłośników Historii oraz Wyszkowska Inicjatywa Społeczna. Od lat biorę aktywny udział w konsultacjach na temat planów zagospodarowania przestrzennego, remontów ulic czy okolicznościowych koncepcji przestrzennych (m.in. opracowywałem koncept ławeczki Różyckiego). Stworzyłem kilka konceptów tras historyczno-turystycznych po gminie Wyszków, mi.n. śladami Stanisława „Wróbla” Jaskółki i regularnie oprowadzam tymi trasami wycieczki, najczęściej grupy uczniów lokalnych szkół.
- Co wpłynęło na Pana decyzję o kandydowaniu na burmistrza? Czy to był impuls, czy raczej ta myśl dojrzewała w Panu dłużej?
Piotr Płochocki: - To dojrzewało we mnie przez lata. Przecierałem sobie szlak w wyborach w 2018 roku, gdy kandydowałem do Rady Miejskiej. Obserwowałem wtedy debatę i kampanię burmistrzowską i zobaczyłem, że odbywa się ona niestety na niskim poziomie, że tam nie ma pojedynku na wizje, tylko na jakieś koniunkturalne propozycje i łapanie za słówka. Bardzo byłem zirytowany tym, że to wszystko, co jest dla mnie najważniejsze, jest dla kandydatów tak mało istotne. Startując, chcę pokazać ludziom nie tylko moją wizję Wyszkowa, ale też to, że potrafię działać w innym trybie niż do tej pory, nie tylko jako społecznik, ale także kompetentny włodarz. Jestem przekonany, że nawet już małe zmiany sprawią, że Gmina Wyszków będzie wyglądać zupełnie inaczej. To trzeba ludziom pokazać naocznie, bo niestety oczekiwania społeczne bardzo "skarłowaciały" przez lata panowania tej władzy i ludzie nie wyobrażają sobie już, że pewne rzeczy można tak po prostu zrobić.
- Jak jest ta Pana wizja Wyszkowa?
Piotr Płochocki: - Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę, jakim Wyszków jest miastem. To nie jest już miasto tzw. pierścienia warszawskiego, czyli dalszych przedmieść Warszawy. Natomiast jest z nią bardzo dobrze skomunikowany drogą szybkiego ruchu i linią kolejową, Chciałbym wykorzystać ten potencjał, by przyciągnąć zarówno przedsiębiorców, jak i nowych mieszkańców. Niezmiernie ważnym czynnikiem jest także położenie Wyszkowa nad malowniczą dziką rzeką, na wysokiej skarpie, gdzie zachowały się dzielnice, które były przedwojennymi letniskami czy pałac - perła klasycyzmu. To układ sam w sobie dość rzadki, a na pewno nie ma innego podobnego bliżej stolicy. Mamy zatem wszystko to, co powinno mieć miasto, by zachować tożsamość społeczno-kulturową i być atrakcyjnym także dla ludzi z pobliskiej aglomeracji.
Wyobraźmy sobie, że idziemy na spacer, który rozpoczyna się przy moście na drodze S8. Idziemy przez malownicze dzikie łęgi, dawne grodzisko pośrodku nich, tajemnicze jeziorko Głusza, wyremontowany pomnik cmentarza żydowskiego, odrestaurowaną przedwojenną rzeźnię miejską na końcu ul. Łabędziej, gdzie np. możemy się posilić, następnie na jej końcu przez Społeczny Dom Kultury w odrestaurowanej przedwojennej elektrowni, później przechodzimy obok odrestaurowanego Drugiego Obelisku Wazów u podnóża kościelnej skarpy, odkopanymi basenami i groblami na wyszkowskich bulwarach, gdzie tętni życie. W parku pijemy kawę w Kawiarni Senatorska w dawnej kordegardzie, potem przechodzimy na wysokości LOK-u obok przystani dla małych jednostek pływających, następnie za mostem kolejowym przez port zimowy, mostkiem do slipu dla większych jednostek, przez ścieżkę edukacyjną do udostępnionego do zwiedzania pałacu Skarżyńskich, a wyszkowska część szlaku kończy się w zaadaptowanej na potrzeby mieszkańców efektownej stajni pałacowej. Plaża miejska na Latoszku pęka w szwach, dzieci tłoczą się w kolejce po lody, rodzice wylegują się na ogólnodostępnych leżakach a wieczorem bawią na nadrzecznym dancingu. Dodajmy do tego adaptację tzw. placu gwieździstego w Rybienku Leśnym i najbardziej spektakularną inwestycję, czyli kładkę pieszo-rowerową przez rzekę na wysokości ul. Szpitalnej. A to tylko część pięknego nadbużańskiego szlaku, który dalej prowadziłby przez inne miejscowości i gminy.
Poza tym jestem zwolennikiem rozszerzania wpływów miasta. Obecna władza realizowała taktykę ich zmniejszania m.in. poprzez wyprzedaż atrakcyjnych gruntów miejskich np. wyprzedała praktycznie cały teren skarpy przed pałacem Skarżyńskich czy działki przy ul. Pułtuskiej, na których mogłyby powstawać skwery w silniej zurbanizowanych terenach. Tym samym wyzbywamy się nieodnawialnego dobra społecznego. Ta strategia dotyczy także uzyskiwania zarządu nad strategicznie ważnym ulicami miasta. Burmistrz w szale ostatnich wyborów oddał do użytku tzw. obwodnicę śródmiejską, ale przez całą kadencję nie zrobił nic, by zmienić na nią przebieg drogi wojewódzkiej 618, w wyniku czego cały czas przebiega ona przez środek Wyszkowa i cały czas przez centrum miasta jeżdżą samochody ciężarowe.
Chciałbym zatem miasta i gminy atrakcyjnej turystycznie, przyjaznej dla mieszkańców i otwartej na przejrzystą współpracę z przedsiębiorcami.
- Jako mieszkańcy bardzo często słyszymy, że „tego się nie da”, a to „się nie uda”...
Piotr Płochocki: - To jest ze strony obecnej władzy zwyczajna niechęć do działania, która cechuje ludzi wypalonych. My chcemy to zmienić, bo inaczej byśmy nie startowali w wyborach. Uważamy, że żeby coś ulepszać, to trzeba przede wszystkim chcieć, a to będzie już fundamentalna różnica względem stanu obecnego. Po drugie, chcemy otworzyć się na mieszkańców, bo to po prostu najbardziej efektywne działanie, gdyż daje zwrotną energię. Obecnie konsultacje społeczne są farsą. Pokazuje się ludziom gotowy projekt i mówi, że nie da się już go zmienić. To stwarza w ludziach poczucie bezsensu i zniechęca do działania. Chcemy też wykorzystać pewne pomysły społeczników, które zostały zaniechane, jak np. zespół ds. rzeki. Został on powołany kilka lat temu, spotkał się raz i potem, przez zaniechanie ze strony urzędników, projekt został - nomen omen - utopiony. Takich zespołów przydałoby się oczywiście kilka do różnych spraw.
Adam Szczerba: - Mamy zupełnie inną wizję współpracy ze społeczeństwem. Kluczowa jest w niej dyskusja, wymiana myśli i otwarcie na mieszkańców. Dotychczas brakowało tej komunikacji - likwidacja funduszu sołeckiego, brak budżetu obywatelskiego, pokazują to zamknięcie obecnej władzy na społeczeństwo. Obecny samorząd mówi: „wybraliście nas, będziemy decydować”. My odwrotnie: „wybraliście nas, więc razem decydujmy”.
Alicja Staszkiewicz: - Od tego podejścia się zaczyna i na tym będzie bazować realizacja każdego bloku programowego: od turystyki, poprzez zdrowie, bezpieczeństwo czy edukację lub transport. Pomysłów mamy bardzo wiele i nie możemy się doczekać, żeby opowiedzieć o nich podczas kampanii.
- Trwająca przy władzy od ponad 20 lat ekipa rządząca skutecznie utrwaliła w nas przekonanie a wręcz wiarę, że taki model sprawowania władzy jest najlepszy. Tymczasem doprowadził on do uśpienia społeczeństwa obywatelskiego i jednocześnie zdegradowania poziomu oczekiwań wobec rządzących do tego, by wybudowali nam kawałek drogi czy chodnika... I to ma nam wystarczyć?
Piotr Płochocki: - Ta władza przez lata perswazyjnie wmawiała mieszkańcom, że rozrost miasta to jego rozwój, jednocześnie zaniedbując kluczowe obszary usług społecznych. W wyniku tego, oczekiwania mieszkańców "skarłowaciały" i faktycznie od długiego czasu sprowadzały się jedynie do proszenia o podstawowe inwestycje infrastrukturalne. Władza to wie i chce utrzymywać takie poczucie, bo dzięki niemu może realizować swoją jedyną ambicję, czyli trwać dalej w spokoju. Dopiero gdy zagrożenie pojawia się tuż za płotem, mieszkańcy się budzą, ale wtedy często jest już zbyt późno na skuteczne przeciwdziałanie.
Alicja Staszkiewicz: - Społeczeństwo było faktycznie uśpione, ale taki stan nie może trwać w nieskończoność. Czuję i słyszę w rozmowach, że jest chęć zmiany i oczekiwania zaczynają być inne. Ludzie widzą, że inne miasta są pod wieloma względami o 20 lat dalej. Widzą, jak wygląda infrastruktura nadrzeczna w Broku, Serocku, Pułtusku, jak wyglądają zmodernizowane targowiska miejskie. Jest mnóstwo przykładów z pobliskich miast, jak Galeria Jatki w Ostrowi czy Domek Ogrodnika w Radzyminie, które pokazują, jak miasto może i powinno rewitalizować obiekty historyczne. Dla mnie szczególnie Radzymin jest przykładem gminy, która się niesamowicie zmieniła podczas rządów młodej, energicznej ekipy: wypiękniała, przyciągnęła inwestorów, skomunikowała miasto ze stolicą i Zalewem Zegrzyńskim, także połączeniem kolejowym. To są rzeczy, które trudno zlekceważyć i tłumaczyć tym, że żyjemy w małym mieście i się nie da. Inne miasta pokazują, że się da.
Piotr Płochocki: - Urząd ma instrumenty, żeby obudzić i uśpić społeczeństwo. Nasi urzędnicy robią wszystko, żeby uśpić, bo chcą mieć święty spokój. My chcemy obudzić to miasto.
- Mieliśmy w historii przykłady urzędników, nawet wysokiego szczebla, idealistów, którzy przychodzili do urzędu z wizją zmian, o których rozmawiamy, ale szybko zderzali się z urzędniczą machiną i niemocą" „bo przepisy, bo ustawy...”.
Piotr Płochocki: - To pokazuje, jak ważna jest rola burmistrza, bo w praktyce to człowiek, od którego postawy bardzo dużo zależy. Nawet charyzmatyczny zastępca przy burmistrzu, który chce mieć przede wszystkim spokój, nie rozwinie skrzydeł. Dlatego trzeba mieć burmistrza ambitnego, który ma osobistą determinację, żeby zmienić miasto. To niestety nie są cechy, które charakteryzują obecnego włodarza.
Alicja Staszkiewicz: - Jedna osoba umiejscowiona podrzędnie i spotykająca opór lub obojętność wobec swoich pomysłów może się szybko wypalić, dlatego ważne jest, by to był cały zespół: burmistrz, zastępca, radni, który ma spójne spojrzenie na to, czego gminie potrzeba i determinację, by to zmienić.
Adam Szczerba: - Dlatego od początku stawialiśmy na zespół i wierzymy w siłę ludzi. Samotny kandydat na białym koniu nie wygra wyborów i nie przeprowadzi zmian samodzielnie. To nie jest tak, że się wszystkiego nie da. Inne samorządy pokazują, że działając w ramach tych samych przepisów, jednak daje się wprowadzać wiele usprawnień dla mieszkańców.
- Gdy słyszę, że stoi za Państwem zespół, który ma pomóc w realizacji Państwa wizji nie tylko w kampanii, ale też po wyborach, od razu czuję te obawy administracji samorządowej, że oto przyjdzie miotła nowej władzy i wszystkich wymiecie z urzędu, z jednostek organizacyjnych i - krótko mówiąc - powymienia na swoich.
Piotr Płochocki: - To, że cenimy sobie entuzjazm, nie znaczy, że nie cenimy doświadczenia. Zdajemy sobie sprawę, że jest wielu urzędników, którzy mają doświadczenie i pomysły, jak pewne rzeczy rozwiązać, tylko nikt ich nigdy o to nie pytał, bo ktoś na górze decydował, że to ma wyglądać tak, a nie inaczej. My chcemy wykorzystać ten potencjał ludzi. Więcej, spodziewamy się, że ci urzędnicy zaskoczą nas swoimi przemyśleniami, bo oni są w tym urzędzie często od wielu lat i widzą tę materię z bliska. Dużo sobie obiecuję po kontaktach z nimi, natomiast jest też pewna grupa ludzi, którzy będą oczywiście musieli odejść.
Adam Szczerba: - Należy dodać, że stoi za nami zespół, który będzie startował w wyborach. To nie jest grupa osób, która ma przejąć stanowiska w urzędzie, ale ma startować do rad gminy i powiatu. Działamy po to, żeby mieć większość w radzie, aby mieć realny wpływ na funkcjonowanie samorządu. O tej grupie ludzi mówimy.
- Jaka jest Pana wizja współpracy z Radą Miejską? Jeśli radnymi zostaną kandydaci z Państwa komitetu, oni także coś obiecają swoim wyborcom i będą chcieli się z tego zobowiązania wywiązać. Będzie Pan potrafił zwalczyć utrwalony w obecnej Radzie mechanizm, że "dzielimy inwestycje i pieniądze między swoich"?
Piotr Płochocki: - Każdy kandydat do Rady Miejskiej naszego komitetu podpisał się pod punktem programu, który zakłada stworzenie jednej listy inwestycji dla całej gminy, uszeregowanej według jasnych kryteriów i priorytetów inwestycyjnych. Śledząc postęp w realizacji inwestycji z listy, każdy będzie miał wyobrażenie, kiedy zrealizujemy tę najbardziej go interesującą. Tylko tak miasto i gmina mogą się rozwijać, a nie rozrastać w nieskoordynowanym kierunku. Tym sposobem chcemy skończyć z kupczeniem inwestycjami, w ramach którego burmistrz kupuje poparcie dla swoich, często biernych, radnych w ich miejscach zamieszkania.
- Wśród mieszkańców, z którymi bardzo często rozmawiam przy różnych okazjach, daje się wyczuć, że nastąpiło klasyczne „zmęczenie materiału”. Ludzie - nawet jeśli boją się mówić o tym głośno - dają sygnały, że mają dość „tej władzy” i jej stylu rządzenia.
Adam Szczerba: - Tym bardziej, że z drugiej strony mamy taką oto zapowiedź: to, że Grzegorz Nowosielski nie kandyduje, nie oznacza, że proponuje nam jakąś zmianę. Kandydatura Leszka Marszała taką propozycją zmiany nie jest - padła wręcz jasna sugestia kontynuacji obecnego stylu sprawowania władzy. Najprawdopodobniej będziemy więc jedyną alternatywą, która wniosłaby realną odnowę na lokalnej scenie. My proponujemy komitet z pomysłami, który jest niezależny, skupiony na sprawach lokalnych i otwarty na mieszkańców.
Alicja Staszkiewicz: - Nie wolno deprecjonować ludzkiej refleksji, która się pojawiła. Jest potężne zmęczenie materiału i wytworzyła się masa krytyczna, która może mieć w tych wyborach decydujący głos. Według mnie chęć zmiany jest i jest ona na tyle silna, że nie trzeba o nią specjalnie apelować.
Piotr Płochocki: - Ludzie czują naszą energię i dlatego chcą z nami działać. W Wyszkowie nawet komitety partyjne to są jakieś atrapy, ich działalność skanalizował obecny burmistrz i wchłonął je w całości. Naturalne zatem, że ambitni, aktywni ludzi nie chcą działać w takich strukturach i szukają dla siebie bardziej pojemnej i sprawczej formuły. Mamy kandydatów, którzy startowali już z różnych komitetów i takich, którzy nie startowali nigdy, ale łączy ich jedno: w końcu widzą realną szansę na zmianę.
- Będą to chyba pierwsze wybory od 20 lat nie o to, który kandydat na burmistrza jest lepszy, ale starcie różnych wizji rozwoju Wyszkowa...
Piotr Płochocki: - To naturalne, gdy przez 20 lat utrwala się w samorządzie jedna siła i okopuje się na pozycjach. Żeby coś zmienić, musi przeciwstawić się temu siła, która jest z nią porównywalna jak np. ludzka dezaprobata, irytacja, poczucie, że ludzie u władzy są już wypaleni. Ta nagromadzona energia społeczna obraca się przeciwko tym, którzy ją przez lata wykorzystywali.
- Czy jedna kadencja wystarczy, aby to zmienić?
Piotr Płochocki: - Żeby zmienić pewne rzeczy wynikające z etosu pracy wystarczy. Komunikacja z mieszkańcami, dwuetapowe konsultacje, przejrzystość umorzeń podatkowych - to można zrobić od ręki. Ale są inwestycje, które wymagają więcej czasu. Np. mówiąc o wykorzystaniu rzeki, wiemy, że w pierwszej kolejności należy skorzystać z potencjału, który już jest, a w tym czasie planować kolejne inwestycje. To też kwestia ustalania priorytetów i kolejności w realizacji gminnych inwestycji.
Alicja Staszkiewicz: - Są obszary, które wymagają długofalowego planowania i konsekwentnej realizacji. Np. kwestia planowania przestrzennego - to nie jest sprawa na jedną kadencję. Ale są to też sprawy, którym podczas jednej kadencji można nadać odpowiedni bieg i wprowadzić wysokie standardy na przyszłość. Żeby ludzie czuli się bezpiecznie i nie obawiali się, że za dwa miesiące wyrośnie im blok za płotem domu jednorodzinnego.
- Jakie są Pana poglądy polityczne? Do jakiego ugrupowania jest Panu najbliżej?
Piotr Płochocki: - Nie jestem wyborcą żadnej konkretnej frakcji politycznej i nigdy specjalnie nie zajmowała mnie polityka krajowa. Interesuje mnie jedynie na szczeblu lokalnym, bo jest bardziej sprawcza - jak zostajesz radnym czy burmistrzem, to musisz konsultować decyzje z 21 radnymi i daje to efekt. W sejmie możesz co najwyżej zrobić show na mównicy i to też tylko wtedy, jeśli Ci pozwolą.
- Przed nami kampania wyborcza nierównych szans. Gdy Panu, od lat zaangażowanemu w działalność społeczną, nagle zarzuca się „podpinanie się” pod różne inicjatywy, Pana kontrakandydaci nie wahają się wykorzystywać piastowane stanowiska i funkcje do promocji własnej osoby.
Piotr Płochocki: - W strategii kampanijnej niezależnie od środków rolę odgrywa pomysł, wykorzystanie realnej sytuacji. Jeśli ktoś chce prowadzić kampanię w ten sposób, że jest wszędzie, nawet tam, gdzie go nigdy wcześniej nie widziano - to jego wybór. My jesteśmy autentyczni, nie podpinamy się pod czyjeś inicjatywy, a jeżeli coś robimy od lat, to po prostu robimy i nie jest to dla nikogo zaskoczeniem. Ja od lat współpracuję ze środowiskiem wyszkowskiego LO, miłośników historii Wyszkowa, miłośników Rybienka Leśnego, czy środowiskiem kulturalnym i jest to zarówno dla mnie jak i dla ludzi naturalne. I autentyczność to jest pierwsza rzecz, na którą stawiamy. Druga to właśnie pomysł.
Alicja Staszkiewicz: - To jest właśnie to, o czym będą nadchodzące wybory i jakie siły będą się w nich ścierały. Trwanie kontra zmiany, których chcą społecznicy i zwykli mieszkańcy. Dlatego uważamy, że tutaj sztuczna promocja czy liczba powieszonych banerów będzie miała naprawdę drugorzędne znaczenie.
- Wspomniał Pan już o kulturze, wykorzystaniu potencjału turystycznego, inwestycjach, a jakieś pomysły na oświatę i sport?
Piotr Płochocki: - Bardzo ważna jest kwestia doinwestowania szkół, żeby uczniowie mieli wyrównywane szanse. Nie może być tak, że jedni mają super nowoczesną szkołę, a drudzy nie mają nawet szatni, czy hali sportowej, jak SP nr 2. Do tego dochodzi kwestia dodatków funkcyjnych czy motywacyjnych dla nauczycieli. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czego właściwie od nich oczekujemy, skoro są one prawie najniższe z możliwych. W kwestii sportu na pewno stery w swoje ręce musi wziąć w końcu WOSiR, bo na obecnym poziomie jego zadania śmiało mógłby wypełniać jakiś wydział w gminie, a ciężar właściwej promocji sportu jest przerzucony na stowarzyszenia i kluby sportowe. Chciałbym też, żeby stadion spełniał jakieś choćby minimum funkcjonalności i odzyskał swoje wcześniejsze funkcje, żeby posiadał przynajmniej dwa duże boiska i przestrzeń do uprawiania lekkoatletyki. Zresztą, w każdym obszarze usług społecznych są potrzebne zmiany lub inwestycje - także w powiecie, z którym chcemy współpracować. Brakuje gminnego żłobka, trzeba poprawić funkcjonowanie zaniedbanej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej czy Ośrodka Pomocy Społecznej. Długo by wymieniać…
- W państwie trwa obecnie "festiwal rozliczeń" po 8 latach rządów PiS. Czy po wygranych wyborach będzie Pan chciał zrewidować niektóre decyzję Grzegorza Nowosielskiego pod kątem np. ich korzystności dla gminy czy też zgodności z prawem?
Piotr Płochocki: - Idealnie byłoby, gdyby od razu można było skupić się na rozwijaniu miasta, bo to jest dla mnie cel absolutnie nadrzędny. Jednak mam silną świadomość tego, z jak niskiego pułapu zaczynamy i że są tego konkretne przyczyny. Obecnie Wyszków praktycznie na żadnej płaszczyźnie miejskiej nie działa dobrze, a wieloletnia polityka zaniechania działań w sprawach trudnych i zmiatania problemów pod dywan spowodowała ich nawarstwienie się, w konsekwencji czego mamy sytuację, w której wszelkie koszty i aktywności przerzucane są na mieszkańców, a miasto nie proponuje praktycznie żadnych rozwiązań zaradczych. Z mieszkańcami rozmawia się hasłami - pandemia, inflacja... a inne kompletnie ignoruje. Weźmy przykład sławnego napisu WYSZKÓW. Praktycznie nikt go nie chciał, my w parę dni zebraliśmy przeszło 900 podpisów przeciw, temat dwa razy stawał na sesji Rady Miejskiej, a włodarze się tak uwzięli, jakby to miało być ich "być albo nie być". Ta sprawa nie była warta takiej walki, więc chodziło o coś więcej. Moim zdaniem to był zwyczajny pokaz siły, "zrobimy, bo możemy". Zresztą burmistrz wielokrotnie powtarzał przy różnych okazjach, ile głosów dostał w ostatnich wyborach i że jest to legitymizacja społeczna, z mocy której działa. Między wierszami można tutaj czytać, że nie będzie nikogo o nic pytał, bo dla niego wybory są jedyną konsultacją społeczną. I to jest stan rzeczy, którego nie wolno akceptować, ani teraz, ani po ewentualnych wygranych wyborach.
- Z jakim przekazem rozpoczynacie Państwo kampanię?
- Aby udało nam się dotrzeć z naszym projektem do jak największej liczby mieszkańców i aby nagromadzona w społeczeństwie energia przyniosła pozytywną odmianę naszej lokalnej społeczności.
***
Piotr Wojciech Płochocki, 38 lat, kawaler. Animator kultury, dziennikarz, regionalista. Współpracownik WOK „Hutnik”, Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Wyszkowie, Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Radzymin, Mazowieckiego Stowarzyszenia Pracy dla Niepełnosprawnych „De Facto” oraz Stowarzyszenia Nowe Horyzonty. Autor projektu Wyszkowska Atlantyda. Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wieloletni instruktor Hufca ZHP Wyszków. Członek zarządu Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół I Liceum Ogólnokształcącego im. Cypriana Kamila Norwida, członek Stowarzyszenia Miłośników Rybienka Leśnego i Okolic, Współzałożyciel Społecznego Komitetu Odbudowy Drugiego Obelisku Wazów i Wyszkowskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii, wiceprezes Wyszkowskiej Inicjatywy Społecznej. Autor książki „Harcerze z liceum” i jeden z współautorów opracowania „Ziemia Wyszkowska i Puszcza Biała. Kto był kim”.
Alicja Staszkiewicz, 41 lat, szczęśliwa żona i mama dwóch córek: Zosi i Kasi. Swoją karierę rozpoczęła jako tłumaczka i nauczyciel akademicki. Od 15 lat pracuje w firmie Quad, wielokrotnie awansowała, od 2020r. zajmuje stanowisko Dyrektora Sprzedaży na Europę. Absolwentka studiów amerykanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim oraz Program for Executive Development (University of Wisconsin-Madison, Wisconsin School of Business). Współzałożycielka Społecznego Komitetu Odbudowy Drugiego Obelisku Wazów, Wyszkowskiego Stowarzyszenia Miłośnikow Historii oraz członkini Komitetu Organizacyjnego Obchodów 110-lecia I LO w Wyszkowie oraz WIS. Miłośniczka Rybienka Leśnego i Okolic.
Adam Szczerba, 40 lat, szczęśliwy mąż Emilii i tata Marysi. Od 15 lat pracownik firmy Procter & Gamble - od 2023 roku na stanowisku starszego menadżera w dziale finansów. Absolwent I LO im. C. K. Norwida w Wyszkowie i studiów magisterskich na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 13 lat radny Rady Miejskiej w Wyszkowie. Wieloletni muzyk Młodzieżowej Orkiestry Dętej w Wyszkowie i ministrant w parafiach św. Idziego i św. Rodziny. Od lat zaangażowany w różnego rodzaju inicjatywy o charakterze kulturalno-religijno-społecznym. Prezes Stowarzyszenia Wyszkowska Inicjatywa Społeczna.
Czytaj także: PiS wybrało kandydata na burmistrza Wyszkowa
Czytaj także: Leszek Marszał potwierdza, że kandyduje
Rozmawiała Elwira Czechowska