KP: Pierwsze moje pytanie jest oczywiste. Dlaczego zostałaś żołnierką? Żołnierzem?
AK: Żołnierzem. Lubię normalną odmianę tego słowa. Dlaczego jestem żołnierzem? Dlatego, że od dzieciństwa pociągał mnie mundur. Nie ma żadnego naciągania w tej kwestii "bo tak się mówi". Nie, rzeczywiście pociągał mnie mundur, pociągało mnie wojsko. Zazdrościłam moim braciom, którzy byli w służbie zasadniczej, jeżdżąc do nich na przysięge, patrząc jak defilują. Poza tym nie chciałam skończyć szkoły i iść, usiąść gdzieś za biurkiem. Trenowałam lekkoatletykę i chciałam to gdzieś wykorzystać. Chciałam coś innego. Zawsze chciałam coś innego. 20 lat temu zaczęłam biegać, wtedy wszyscy się ze mnie śmiali, że biegam jak głupia dookoła stadionu, a dzisiaj? Dzisiaj wszyscy uprawiają jogging. Taka jest moda. Więc takie moje życie już jest, że zawsze cos innego i niekoniecznie wszystkim się to podobało.
KP: Jak przebiegała Twoja kariera?
AK: Jestem oficerem Wojska Polskiego w stopniu kapitana. Ukończyłam Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie. Jako jedna z pierwszych kobiet, także to, co nowe nie jest mi już straszne. Nigdy nie było. Ukończyłam również AON na kierunku lotnictwo. W Dęblinie skończyłam kierunek kontroler ruchu lotniczego. Szkoła to jest cały bagaż doświadczeń, różnych historii, opowieści, na jakieś długie wieczory. Zawsze się śmieje, że będę swoim wnukom opowiadać niesamowite historie, takie nietuzinkowe. Potem pierwsza praca, w pierwszej jednostce w Bydgoszczy. Pracowałam na lotnisku jako kontroler ruchu lotniczego. Potem w Inowrocławiu to był 56 Pułk Śmigłowców Bojowych i tam zajmowałam się kierowaniem, sprowadzaniem do lądowania śmigłowców. To coś, co mi się podoba, co mi w duszy gra. Bardzo odpowiedzialna praca. No ale cóż, moje serce gra takim patriotyzmem lokalnym. Ciągnęło mnie bliżej domu. Przeniosłam się do Centrum Operacji Powietrznych w Warszawie, gdzie pracowałam w dyżurnej służbie operacyjnej na centralnym stanowisku dowodzenia. Tam pełniłam służbę jako asystent starszego dyżurnego operacyjnego, a potem jako szefowa zmiany w Ośrodku Koordynacji Poszukiwań i Ratownictwa Lotniczego. Teraz trafiłam do WKU.
KP: Od dziecka już byłaś pewna wyboru zawodu?
AK: Myślę, że tak. Już w szkole podstawowej widzę siebie głośno mówiącą: „Ja chce zostać żołnierzem”.
KP: Co na to rodzice?
AK: Moja mama w pierwszym odruchu była trochę przestraszona, natomiast ona też wiedziała, że ja zawsze mocno stąpam po ziemi i to, co mówię i realizuję zawsze jest na poważnie. Ona nigdy nie musiała mnie sprawdzać, chociażby w takich dziecinnych sprawach jak odrabianie lekcji. Dzisiaj z dumą prezentuje moje zdjęcia w mundurze i oczywiście to, co najważniejsze i jest na pierwszym miejscu - zakopertowana decyzja o przyjęciu do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Jest to dla mnie ogromny sukces.
KP: Ciężko się było dostać? Jak zareagowali w rekrutacji na kobietę?
AK: Bardzo ciężko. Zacznę od końca. To był drugi rocznik, w którym były kobiety na szkole, więc można powiedzieć, że byłam jedną z pierwszych. Przyjęto 10 kobiet. Było bardzo ciężko, bo to był typowo męski rewir. Po 13 latach służby wspominam to z sentymentem, bo każdy z nas dojrzał. Było ciężko. Panowie nie dawali za wygraną, konkurowali z nami. Trenowałam lekkoatletykę, więc mi było łatwiej, miałam też dobre podstawy, bo chodziłam do ogólniaka, który bardzo porządnie przygotował mnie do studiów, także nie miałam większych problemów.
KP: Jak poszły testy psychologiczne? Na tym zawsze odpada najwięcej osób i w sumie, to nie wiadomo jak się do tego przygotować.
AK: Myślę, że do tego po prostu potrzebna jest odpowiednia osobowość, charakter. Nie miałam żadnych problemów, aby się dostać musiałam zgłosić się do WKU w Zambrowie, tam wysłano mnie na testy psychomotoryczne do Łomży, gdzie usłyszałam, że nie mam szans dostać się do Dęblina.
KP: Dlatego, że jesteś kobietą?
AK: Nie, w ogóle. Na jedno miejsce przed badaniami było 1000 kandydatów, więc to daje jakiś obraz. Potem pojechałam do Ełku na badania rozszerzone, a po Ełku już do Dęblina na trzydniowe badania.
KP: Nie przeraziło to Cię? Tyle formalności, załatwiania, trudnych testów?
AK: Ani trochę! Wręcz przeciwnie. Jeszcze większa motywacja się we mnie budziła.
KP: Nie czujesz, że to typowo męski zawód, zupełnie nie dla Ciebie?
AK: Myślę, że robię to, co mi w duszy gra. Czy jest typowo męski? Tak. Natomiast będąc kobietą w wojsku trzeba być 100% kobietą, potrafiącą myśleć jak mężczyźni, Wymyśliłam sobie takie powiedzenie i staram się je realizować. Czasem patrzę z przymrużeniem oka na te młode dziewczyny. Mam taką świadomość, że one teraz mają łatwiej, mogą sobie trochę „wyluzować”, a my byłyśmy na świeczniku. Ten świecznik do czegoś zobowiązuje. Pamiętam, jak tylko przyszłyśmy do Dęblina, to panowie nie do końca wiedzieli jak mają z nami postępować, a my miałyśmy podobnie. Rozpuszczone włosy, idziemy w tych zielonych dresach, trampki, rozmawiamy w najlepsze o czymś. Chłopak, który nas prowadził zupełnie nie wiedział co ma robić. Potem też kapitan, który wszedł do sali, gdzie wszyscy siedzieliśmy. Wszedł i się zdziwił. My tam siedziałyśmy w 10 osób, o czymś tam plotkowałyśmy, śmiałyśmy się, a on wchodzi i patrzy się na nas. Dzisiaj już wiem, że jak wchodzi dowódca to trzeba wstać, zameldować izbę żołnierską. Po tej sytuacji zabrał nas na świetlice i zaczął mówić. Ja jestem pan kapitan, jak wchodzę to trzeba zrobić to, to i to. Jak ja mówię to ma być cicho. W ogóle był zdziwiony, bo my ciągle miałyśmy jakieś pytania. Jak skończył mówić zapytał czy są jakieś pytania. I jedna z moich koleżanek pamiętam, podniosła wtedy rękę i zapytała „ Panie kapitanie, a włosy to mamy mieć związane gumką czy spinką? Wtedy zwątpił, ale na krótko. Wszystkiego się z czasem nauczyłyśmy.
KP: Dużo czasu minęło, zanim z takich trzpiotek przekształciłyście się i zaczęłyście zachowywać się jak facet?
AK: Nie zachowywać się jak facet, tylko myśleć jak on! Kobieta w wojsku powinna być w 100% kobietą potrafiącą myśleć jak mężczyzna. Nie było żadnego problemu w przyswojeniu zasad panujących w szkole. Natomiast nasi koledzy i relacje miedzy nami też były na początku trudne. Musieli się przyzwyczaić do nas i pogodzić się z myślą, że miał dostać się jakiś jego kolega, a tu przychodzi kobieta. Dojrzeliśmy i dzisiaj patrzymy na te sprawy z uśmiechem.
KP: Co jest najtrudniejsze w tym zawodzie?
AK: To się zmienia w zależności od tego jak życie się układa. Pogodzenie życia z zawodem żołnierza. Mundur zobowiązuje. Trzeba być twardym, pomimo wszystko musimy wykonywać swoje obowiązki. Ktoś powie, że w każdym zawodzie tak jest, ale tutaj jest to kwestia zasad, obowiązku, a przede wszystkim obowiązuje rozkaz.
KP: Czuć było w Twoich pracach dyskryminacje w związku z płcią?
AK: Nie, nawet gdyby próbowali , to myślę, że w ogóle bym się nie przejmowała. Po prostu robię swoje. Do wszystkiego trzeba się w życiu przekonać. Myślę, że mężczyźni musieli się tak samo przekonać i do mnie, a mogli to zrobić, tylko przez postawę jaką reprezentowałam.
KP: Musiałaś zrezygnować z czegoś przez wojsko?
AK: Nie, wojsko mi dużo dało, stabilność finansową, możliwość rozwoju. Bardzo dużo zawdzięczam wojsku. Czuję się spełniona, a to chyba najważniejsze.
KP: Załóżmy, że masz córkę, przychodzi do Ciebie i mówi: "mamo chce być żołnierzem". Co robisz?
AK: Dobrze, zgadzam się.
KP: Tak od razu? Co w przypadku, gdyby powiedziała: "mamo chce być żołnierzem i wyjeżdżam na misje"?
AK: Dobrze. Moja mama pozwoliła mi pójść swoją drogą i dobrze na tym wyszłam. Myślę, że nie wolno ograniczać. Trzeba mieć zaufanie do siebie. Przecież nie wychowywałabym jej dla siebie. Chciałabym, żeby była dobrym i mądrym człowiekiem, a to, co wybierze to jej sprawa.
KP: Zdarza się czasami, że brakuje Ci siły?
AK: Czasami tak, ale ja lubię to co robię.
KP: Nie uważasz, że panuje moda, żeby kobiety wstępowały do wojska?
AK: Nie wiem czy to moda. W tym przypadku chyba chodzi o to, że nie ma pracy, Taki jest teraz rynek, a jak już wspominałam praca w wojsku daje stabilność finansową - to jest potrzebne, ale oczywiście wojsko to też jest prestiż.
KP: Co myślisz na temat kobiet, które wyjeżdżają na trudne i niejednokrotnie niebezpieczne misje?
AK: Mam do nich ogromny szacunek, jeśli robią to rzeczywiście nie dla frywolności, ale z pełną odpowiedzialnością.
KP: Nie uważasz, że to jest ta sfera, gdzie nie powinno być kobiet?
AK: Nie może tak być. Równie dobrze możemy powiedzieć, że kobieta nie powinna być chirurgiem, bo to jest takie drastyczne, leci krew itd. Kobieta jest taka delikatna i po prostu nie powinna. My już jesteśmy inne niż nasze babcie, świat się zmienił. Kobiety mają dostęp do wszystkiego. Nie są pozamykane w domach. Mogą być praktycznie tam, gdzie chcą. Mają poczucie sprawstwa, spełnienia, a to jest ważne.
KP: Uważasz, że mundur zabiera Ci kobiecość?
AK: Nie, ani trochę. Niektórzy twierdzą nawet, że dodaje. Chodzę w tej chwili na wyjściowo, a chodziłam też w moro.
KP: Widzisz siebie w jakiejś innej pracy?
AK: Powiem Ci, że ciężko. Kiedyś chciałam być dziennikarką albo ambasadorem. Dzisiaj uważam, że byłoby fajnie np. pracować w radiu, ale tak jak do wszystkiego, musiałabym się przyzwyczaić.
KP: Kto najpóźniej zaakceptował Twój wybór?
AK: U mnie w domu byli przyzwyczajeni. Tak jak powiedziałam, jeśli coś sobie postanowiłam, to tak zrobiłam. Wiadomo, że słowa krytyki były, przyjęłam je, rozważyłam, ale sama zadecydowałam.
KP: Męża poznałaś już jak byłaś żołnierzem?
AK: Poznałam go w Dęblinie, jest policjantem. Śmiejemy się, że syn będzie strażakiem.
KP: Co jest Twoim atutem jako kobiety w wojsku, a co wadą?
AK: Myślę, że w obu przypadkach chodzi o wrażliwość. Czasem mi to pomaga, potrafię podejść inaczej do człowieka, z perspektywy kobiety. Wspomniana wrażliwość czasami też przeszkadza. Trzeba mieć silną psychikę, żeby utrzymać się w różnych sytuacjach i z różnymi ludźmi.
KP: Jesteś z siebie dumna?
AK: Jestem. Do wszystkiego doszłam sama, ciężką pracą. Jestem spełniona, szczęśliwa i dumna.
KP: Bardzo dziękuję.
AK: Dziękuję również.
Zachęcamy do obejrzenia zdjęć w fotogalerii
Pragniemy podziękować zarówno Agnieszce Krystman, która bez zastanowienia zgodziła się na przeprowadzenie wywiadu, jak również Panu ppłk Leszkowi Wieczorkowi- Komendantowi Wojskowej Komendy Uzupełnień w Wyszkowie za możliwość fotografowania pod komendą oraz zgodę na wywiad. Stanowczo największe podziękowania należą się 2 Grupie Poszukiwawczo- Ratowniczej z Mińska Mazowieckiego, w szczególności kpt. Tracz- Sali, por. Lipcowi "Jerremu", oraz chor. Pogodzińskiemu zarówno za umożliwienie wykonania sesji zdjęciowej, jak i za miłe przyjęcie. Dzięki Panom, efekty naszej pracy możecie podziwiać w galerii. Por. Lipcowi dziękujemy również za wypożyczenie kombinezonu, w którym pozowała Agnieszka. Dziękujemy.