Na podstawie zawiadomienia złożonego przez zarząd MZKS Bug Wyszków, Prokuratura Rejonowa w Wyszkowie oskarżyła Dariusza Andrzejewskiego o to, że w okresie między 18 a 20 lutego 2018 roku, działając ze z góry powziętym zamiarem, dokonał przywłaszczenia 27 tys. 100 zł pochodzących z dotacji od gminy Wyszków i składek członkowskich, czyli działał na szkodę klubu, którego był wówczas prezesem. Dariusz Andrzejewski nie przyznaje się do winy. Podczas drugiej rozprawy w charakterze świadka sąd przesłuchał następcę Dariusza Andrzejewskiego w fotelu prezesa klubu, Marcina Chodkowskiego.
Jak wynika z akt sprawy, zarzut dotyczy tego, że Dariusz Andrzejewski wypłacił z konta klubu kartą bankomatową ponad 27 tys. zł. Pieniądze w większości pochodziły z dotacji od gminy Wyszków, którą klub od lat otrzymuje na działalność piłkarskich sekcji młodzieżowych, a także w części (1.800 zł) ze składek uczestników zajęć. Dariusz Andrzejewski twierdzi, że pieniądze w całości (a także dodatkowo z jego prywatnej kieszeni) zostały przeznaczone na regulowanie zobowiązań finansowych klubu - przede wszystkim wobec zawodników drużyny seniorskiej, ale także trenerów, sędziów oraz kontrahentów świadczących usługi na rzecz Bugu. Tej tezie zaprzeczył w swoich obszernych zeznaniach Marcin Chodkowski.
Zapomniał powiedzieć
- Kwota około 25 tys. zł to kwota, jaką pomiędzy walnymi zebraniami zarządu klub otrzymał od gminy Wyszków tytułem dwóch dotacji celowych. Wtedy wokół klubu była bardzo burzliwa sytuacja. W styczniu 2018 roku Dariusz Andrzejewski zaproponował mi, żebym włączył się w prace klubu i te rozmowy tak przebiegły, żebym przejął po nim funkcję prezesa zarządu. Moje zainteresowanie czy rozmowa na ten temat wynikała z tego, że odszedł trener na początku roku, który trenował mojego syna. Rozmawiałem z nim, dlaczego i opowiedział mi o kulisach, jak wygląda sytuacja w klubie, motywując nią swoje odejście. Zaproponowałem Dariuszowi Andrzejewskiemu swoją pomoc, m.in. przygotowałem umowę dla nowego trenera pierwszej drużyny. Wokół klubu była bardzo napięta sytuacja, był wewnętrznie bardzo skonfliktowany pomiędzy poszczególnymi działaczami. Zawodnicy pierwszej drużyny z drugą drużyną - jeden wielki konflikt. Pierwsze walne zostało przerwane i nie udało się wyłonić nowych władz. Głównym problemem był brak wiedzy ze strony członków klubu odnośnie sytuacji w klubie. Prezes nie był w stanie przedstawić wtedy pewnych kwestii bądź wyjaśnienia zostały uznane za niewystarczające dla drugiej strony sporu, z tego powodu powołano pięcioosobowy zespół roboczy ds. zbadania bieżącej sytuacji klubu. Andrzejewski opowiadał o kulisach związanych z dotacją miejską i zasadach jej rozliczania, które się zmieniły na transze miesięczne. Dotacja za luty została zablokowana przez gminę co czasu zweryfikowania prawidłowości wydania dotacji za styczeń 2018 r. Spotkałem się z przedstawicielami gminy i dowiadywałem się, potwierdzałem te fakty, które prezes Andrzejewski mi wskazywał. W dniu mojego wyboru, miałem ostatnie spotkanie w gminie z burmistrzem, naczelnikiem wydziału promocji, poinformowano mnie, że dotacja za luty została wypłacona klubowi parę dni wcześniej. Dla mnie to było zaskoczeniem, gdyż Dariusz Andrzejewski nic mi o tym nie powiedział. Zadzwoniłem do niego z pytaniem: "Darek, słyszałem, że jest wypłacona dotacja - co się z nią stało?". Potwierdził i dodał, że zapomniał powiedzieć. Zapewnił, że cała kwota znajduje się na rachunku bankowym klubu - kwota około 20 tys. zł. Było to dla mnie o tyle ważne, że uzależniałem od tego, czy kandydować na prezesa zarządu. Miałem pełne zaufanie wówczas do prezesa Andrzejewskiego. Miałem o nim bardzo dobre zdanie. Po walnym, w poniedziałek rano, doszło do spotkania z udziałem Dariusza Andrzejewskiego w klubie. Celem było przekazanie kwestii finansowych, formalnych, ustalenie protokołu przekazania dostępu do rachunków, konta bankowego. Wydaje mi się, że tylko Dariusz Andrzejewski miał dostęp do konta bankowego. Na pewno miał dostęp do karty bankomatowej i nikt oprócz niego takiego dostępu nie miał. Na tym spotkaniu Andrzejewski tę kartę mi przekazał. Została ona zniszczona. Poprosiłem o zalogowanie się do systemu bankowego i okazało się, że na koncie klubu jest mniej jak złotówka. Zaskoczyło mnie to, że po zalogowaniu na panelu było widoczne zarówno konto firmowe pana Andrzejewskiego i „bugowe”. Andrzejewski odpowiedział wtedy: "zapomniałem wam powiedzieć, że je wypłaciłem, bo wiedziałem, że wobec klubu są toczone postępowania komornicze i żebyście nie zostali bez pieniędzy na początek. Mam gotówkę w domu i zaraz wam ją przyniosę". Od początku miałam koncepcję, aby cały obrót był transparentny, bezgotówkowy, powiedziałem, żeby wpłacił te pieniądze z powrotem na konto. Był luty 2018 roku. Tego samego dnia miał wpłacić, ale nie wpłacił. Kolejnego dnia także nie i było przeciąganie tego terminu płatności. W pewnym momencie po kolejnych rozmowach, telefonach, po mniej więcej miesiącu od tego spotkania, zdecydowałem się wysłać sms, chcąc uzyskać jednoznaczną deklarację. Napisałem, że zaczyna nam brakować pieniędzy i kiedy możemy liczyć na zwrot dotacji? Odpisał, podając konkretną datę - na końcówkę marca. Tłumaczył, że prowadzi roboty budowlane i jest zależny, kiedy mu zapłacą. Dzień po terminie, który sam wskazał, przelał 5 tys. zł. Wysłał mi sms, że wysłał 5 tys. zł, pozostałe 5 tys. zł przeleje do jakiejś tam daty, którą wskazał, a resztę, że później. Prosił o rozmowy z nami - zeznawał były prezes.
Brakowało więcej
Marcin Chodkowski twierdził też, że niezależnie od tej kwoty w kasie brakowało gotówki z 2018 roku.
- Nie została zaksięgowana dość pokaźna kwota, co najmniej 5 - 6 tys. zł, z tytułu składek członkowskich (członków klubu) za rok 2018, którzy pod warunkiem opłacenia składek mogli wziąć udział w walnym. Były też wiele nowych osób, które zapłaciły wpisowe. I te kwoty nie były w ewidencji klubu uwidocznione - tylko jakaś symboliczna kwota. O tym chcieliśmy rozmawiać z Andrzejewskim, jak też o rozliczeniu dotacji za drugą połowę 2017 roku, która była bardzo słabo rozliczona i była bardzo duża kwota do zwrotu (gminie - red.). Takich spotkań było co najmniej cztery. Nigdy nie było tematu, że te 25 tys. zł się klubowi nie należą i że zostały na coś wydane. Prezes nie uzasadniał, że ta kwota została na coś wydana, na jakieś zobowiązania. Nigdy nie było żadnego zdania Andrzejewskiego w odniesieniu do tej kwoty, jakoby ona była wydana na cokolwiek związanego z funkcjonowaniem klubu. Zgodził się, że to odda, został ustalony termin, coś tam wpłacił, potem przesuwał. Te rozmowy trwały do maja lib czerwca, później już telefoniczne były kontakty. Trwały do momentu i to był negatywny przełom, w którym Andrzejewski ogłosił publicznie, że zamierza ubiegać się o urząd burmistrza Wyszkowa. W tym momencie zerwał z nami rozmowy - zeznawał następca Dariusza Andrzejewskiego.
Zapewił, że klub do dziś nie odzyskał pieniędzy oprócz wspomnianych 5 tys. zł.
- Skończyło się na pustej deklaracji, która nie została w żaden sposób zrealizowana - mówił.
Jego zdaniem, w okresie październik - grudzień 2017 roku Bug Wyszków miał jeszcze inne wpływy na konto bankowe.
- Były wpływy w wysokości co najmniej kilkunastu tysięcy złotych, jak nie kilkudziesięciu, z tytułu wpłat od sponsorów, głównie od spółek miejskich - wodociągi, PEC - mówi M. Chodkowski.
Dlaczego nie powiedział?
Marcin Chodkowski zaprzeczył też tezie Dariusza Andrzejewskiego, że wpłata 5 tys. zł na konto Bugu nastąpiła tytułem jego sponsorowania.
- Absolutnie. Za mojej kadencji Dariusz Andrzejewski nie przelał ani razu złotówki jako sponsor na rzecz klubu. Były rozmowy i deklaracje, na samym początku, że chciał kwotę 2 tys. zł miesięcznie przekazywać, ale ostatecznie mówiliśmy, żeby rozliczył to, co było w dotacji, a potem będziemy rozmawiać o sponsoringu - zeznawał.
Zdaniem Chodkowskiego, w dokumentacji klubu nie ma jakiegokolwiek dokumentu, że po dacie przelania dotacji Andrzejewski pokrył jakiekolwiek koszty związane z funkcjonowaniem klubu. Adwokat Dariusza Andrzejewskiego przekonywał na pierwszej rozprawie, że brakujące pieniądze zostały wydane na wynagrodzenia zawodników I drużyny Bugu Wyszków, którzy inaczej nie przystąpiliby do rozgrywek.
- Nie mam też wiedzy, by jakieś kwoty były nieformalnie zapłacone komukolwiek, na czarno, bez faktury. Wydaje się to wręcz niemożliwe, biorąc pod uwagę całokształt funkcjonowania klubu. Jedynymi środkami przeznaczanymi poza protokołem to były pieniądze dla zawodników pierwszej drużyny. Wedle mojej wiedzy po tej dacie żadne wynagrodzenia do zawodników nie trafiły. Liga wtedy nie grała a zawodnicy otrzymują wynagrodzenia tylko w sezonie. Z całą pewnością za styczeń i luty 2018 roku nie otrzymali jakiegokolwiek wynagrodzenia - zeznawał.
- A czy mogli otrzymać wynagrodzenia za zakończoną ligę w listopadzie?
- Jeśli chodzi o styczeń nie mogę wykluczyć sytuacji, że zawodnicy otrzymali wynagrodzenia za poprzedni sezon zakończony w listopadzie. Nie ma takiej możliwości, żeby z dotacji lutowej otrzymali zaległe wynagrodzenia. Opieram to na tym, że w żadnej z informacji przekazanej zespołowi roboczemu przez Andrzejewskiego i mnie, tam dokładnie mówił o zadłużeniu klubu i nigdy nie wspominał o zawodnikach i zadłużeniu wobec nich - nigdy nie było o tym słowa. Nie wykluczam, że przed tymi rozmowami pod koniec stycznia mogła być taka sytuacja, jakiegoś rozliczenia z zawodnikami. Natomiast na pewno po tej dacie nie mogło być takiej sytuacji. Dlaczego miałby pan Andrzejewski nie powiedzieć nam o tym zadłużeniu? To byłoby nielogiczne. Wykluczam całkowicie sytuację płatności zawodnikom w okresie styczeń - luty, bo wtedy nie grali, zmieniła się część zawodników, a poza tym ja już wtedy z nimi negocjowałem i oni zgodzili się, że za okres styczeń lutym, gdy nie grają, treningów nie ma, nie będą otrzymywali wynagrodzenia. Dużo kluczowych zawodników, najlepiej opłacanych, w ogóle z klubu odeszła. Stąd moje przekonanie, że niemożliwe jest, by z tej kwoty 25 tys. zł pan Andrzejewski zapłacił cokolwiek zawodnikom. Gdyby tak było, gdyby z tej puli wydał pieniądze na zawodników, to dlaczego po wyborach, po walnym, Andrzejewski o tym też nie powiedziałby nikomu? - zastanawia się Marcin Chodkowski.
Adwokat Dariusza Andrzejewskiego pytał jego następcę o szczegóły działalności finansowej klubu.
- W jaki sposób byli rozliczani zawodnicy seniorzy za kadencji trenera Pawła Zacharskiego?
- Nie wiem. Wiem, że otrzymywali wynagrodzenie, miało to charakter nieformalny, ale fizycznie jak to się odbywało nie wiem - odpowiadał Marcin Chodkowski.
- Jaka była ogólna kwota zaległości klubu wobec seniorów na stan połowa listopada 2017 roku?
- Nie wiem.
- Czy w momencie objęcia stanowiska prezesa spotkał się Pan z roszczeniami piłkarzy seniorów z tytułu niewypłaconego wynagrodzenia za 2017 rok?
- Nie spotkałem się. Spotkałem się z roszczeniami za rok 2018 - mówił Marcin Chodkowski.
- Czy posiada Pan wiedzę, że wynagrodzenie drużyny seniorów było rozliczane z dotacji za styczeń 2018?
- Posiadam wiedzę, że nie było tak rozliczane. A to opieram na tym, że ta dotacja co do złotówki została zweryfikowana przez gminę Wyszków przed wypłatą dotacji lutowej. To było warunkiem wypłaty dotacji lutowej. Pieniądze z dotacji są znaczone i nie mogły być wydane na inny cel niż zostały przyznane. Z umowy wynika, że nie mogły być przeznaczone na wynagrodzenia zawodników seniorów.
- Czy seniorzy byli wynagradzani ze składek rodziców dzieci?
- Nie mam wiedzy. Prawdopodobnie tak, ale nie mam pewności i trzeba rozróżnić dwa okresy pierwszą i drugą połowę 2017 roku. W pierwszej składki wpływały na konto, pan Andrzejewski wypłacał je kartą i zakładam, że część musiał wypłacać na wynagrodzenia zawodników.
Za każdym razem inne kwoty
Na koniec swojej kadencji wezwał Dariusza Andrzejewskiego do zapłaty i w tym wezwaniu była kwota ponad 90 tys. zł.
- Na nią składały się - oprócz dotacji - nierozliczone wydatki gotówkowe i dodano widniejący w sprawozdaniu finansowym sporządzonym przez poprzednią księgową stan kasy. Wezwanie było z prośbą o rozliczenie tej kwoty. Nie ma pewności, na co te 70 tys. zł zostało wydane i z czego wynika to manko w kasie? Na pewno było tak, że zawodnicy w 2017 roku dostawali wynagrodzenie. To jest na 100%. Te kwoty nie były ewidencjonowane w księgach rachunkowych klubu. Nie jestem tego w stanie w tym zakresie w żaden sposób zweryfikować. Nie były też ewidencjonowane przychody, czyli np. składki rodziców płacone w gotówce do rąk trenerów - tłumaczył Chodkowski.
Jak mówi, wielokrotnie proponował Andrzejewskiemu ugodę, mediacje, ale ten nie przyjął jego propozycji.
- W zakresie rozliczenia 2017 roku za każdym razem przedstawiał inne kwoty i inne wersje wyliczeń, na co zostały te kwoty wydane. Nigdy precyzyjnie nie pokazał, na co te kwoty poszły - mówił.
Jego zdaniem przyczyną takiego stanu rzeczy jak chociażby nieewidencjonowanie dochodów i wydatków był bałagan w dokumentach, a może także małe zasoby ludzkie w klubie.