Pod koniec ubiegłego roku u 8-miesięcznej wówczas Marysi Żmudy zdiagnozowano siatkówczaka, złośliwy nowotwór obydwu gałek ocznych. Nowotwór rozwijał się przerażająco szybko - guz w prawym oczku był już na tyle duży, że zajmował 2/3 gałki ocznej. Lekarze nie mieli pewności, czy uda się uratować w nim wzrok. Na ratunek rodzina Marysi mogła liczyć w USA, w klinice doktora Abramsona. Ale koszt leczenia w Nowym Jorku przerastał możliwości finansowe rodziny. Szybko zorganizowano zbiórkę, na koncie której już po niespełna dwóch tygodniach udało się zgromadzić 1,4 mln zł. Na początku stycznia rodzice wylecieli z Marysią do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczęła się walka o zdrowie i życie dziewczynki. W kwietniu odnotowano pierwszy sukces.
- Jest dobrze i to na tyle, że możemy wracać do Polski - poinformowała 14 kwietnia mama Marysi, Agnieszka. - Dziś Marysia miała kolejne badania dna oczu. Chemia dotętnicza poskutkowała i nie było już konieczności dalszych chemii. Dla utrwalenia pozytywnego efektu i dobicia raka dr Abramson zrobił Marysi lasery na oba oczka. Jak powiedział, musi doszlifować guzy, żeby zabić je raz na zawsze! Kolejne badania Marysia ma za sześć tygodni, więc liczę, że zrobi najlepszy prezent mamusi na Dzień Matki, czyli w badaniach wyjdzie "czysto".
I stało się!
- Marysia zrobiła najlepszy prezent na Dzień Matki - poinformowała wczoraj szczęśliwa pani Agnieszka. - W oczkach jest "czysto". Żadnych wznów czy nowych guzów. Dr Abramson nie musiał wykonywać dziś żadnych zabiegów. Chemioterapia dotętnicza i lasery zadziałały skutecznie. Dziś było bardzo ważne badanie, gdyż od chemii dotętniczej minęło prawie 3 miesiące i podana chemia już przestała oddziaływać na guzy. Pomimo tego guzy okazały się być nieaktywne. Jutro wracamy do domciu a z dr Abramsonem widzimy się za 6 tygodni. Dziękujemy wszystkim, którzy myślą o Marysi i o nas, którzy nas wspierają i są z nami w jej chorobie - pozdrawiają Agnieszka, Jarek i Marysieńka.
Fot. Archiwum rodzinne