Poszkodowani w sprawie to Ewa i Grzegorz Kaczorowie wraz z rodziną - przedsiębiorcy, którzy weszli w spółkę z osobami współoskarżonymi w tym samym akcie oskarżenia co Lucyna S. Państwo Kaczorowie zdecydowali się na wspólny interes, kuszeni krociowymi zyskami z wydobycia i sprzedaży kruszywa. Mieli tylko kupić i wydzierżawić działkę pod kopalnię. Załatwienie koncesji i umów na zbyt kruszywa wzięli na siebie wspólnicy Lucyny S.
To miał być interes życia
- Z jednym z nich poznaliśmy się kilka lat temu przy zakupie auta. Był naszym częstym klientem. Zaproponował nam zainwestowanie w kopalnię, na której mieliśmy zarobić kilka milionów złotych. Propozycja była uczciwa: my załatwiamy kasę, oni teren, zbyt i papiery. Ogólnie mieliśmy podzielić się 50 na 50 - wspomina Michał Kaczor, syn Grzegorza Kaczora. - W tym momencie zjawia się pani Lucyna - bardzo miła, dobrze ubrana, starsza kobieta, więc to oni wskazali nam nieruchomość, za którą my zapłaciliśmy. Z racji tego, że prowadziliśmy działalność związaną ze sprzedażą aut, oni zadeklarowali iż zajmą się wszystkim. My się nie znaliśmy na kopalnictwie.
W 2015 roku spółka należąca do Lucyny S. i jeszcze jedna firma podpisały z G i E. Kaczorami umowę dzierżawy zakupionego przez nich terenu. Pieniądze na zakup kopalni syn pana Grzegorza pożyczył pod zastaw domu. Płacił 10 tys. zł miesięcznie odsetek, z których 50% miał mu zwracać nowy wspólnik. Na podstawie umowy dzierżawy na nieruchomości w miejscowości Poniaty Cibory miało być prowadzone wydobycie piachu i żwiru w ilości i na zasadach określonych w koncesji starosty pułtuskiego z 6 maja 2016r. - tj. około 70 000 ton rocznie.
- Koncesję załatwiła pani Lucyna i w połowie czerwca 2016 roku zaczęło się wydobycie - mówi Michał Kaczor.
Niemile widziani na własnej działce
Jak wspominają właściciele nieruchomości, od pierwszych dni pojawiały się "zgrzyty" we współpracy.
- Zastanawiało nas bardzo szybkie tempo wydobycia kruszywa, przy czym mieliśmy problem z uzyskaniem dostępu do dokumentacji - mówi Grzegorz Kaczor.
- Kiedy zorientowaliśmy się, że na własnej nieruchomości jesteśmy niemile widziani, zaczęliśmy podejrzewać, że coś jest nie tak. Poprosiłem o umowy z osobami kupującymi kruszywo i o dokument WZ, aby sprawdzić, jakie ilości kruszywa zostały wywiezione i na jaką wartość. Nie otrzymałem ich. Problem był także z płatnością należnej nam części zysków. Mieliśmy zagwarantowaną tzw. przedpłatę po pierwszym miesiącu. Niestety, pierwsza wpłata nastąpiła po 3 miesiącach. Całość wydobycia trwała 6 miesięcy. Kiedy kwoty zaczęły spływać nie takie jak nam obiecano, zaczęła się między nami kłótnia i ciągłe awantury o pokazanie dokumentów. W grudniu 2016 roku mój tata wyprosił ich z naszej działki i zerwał umowę dzierżawy na podstawie braku wpłat i niezgodności z deklarowanym wydobyciem kruszywa. Przypomnę, koncesje były na 70 000 ton piasku i żwiru, a w pół roku wydobyli znacznie więcej. Mam nagrania, na których mówią o wydobytych 300 000 ton - relacjonuje pan Michał.
Sprawy zaczęły się wikłać a konflikt narastać. Pokrzywdzeni zaczęli o sprawie informować organy ściagania, czym narazili się na pozwy ze strony Lucyny S. o zniesławienie. Zapowiadając ubieganie się owysokie odszkodowania, Lucyna S. kwestionowała zgodność z prawem wypowiedzenia umowy dzierżawy (w oparciu o fałszywą ddokumentację, którą stworzył geolog w celu odrzucenia roszczeń państwa Kaczor). Wymiana korespondencji, pozwów, zawiadomień, wezwań i innej dokumentacji trwała kilka miesięcy. W pewnym momencie właściciele terenu kopalni poczuli się nabici w przysłowiową butelkę.
- Od 4 lat nie mogłem kopać na swojej nieruchomości, bo ktoś, kto mnie okradł, w dodatku nie zapłacił podatków do urzędu, miał więcej praw niż ja - wspomina pan Michał.
To (nie) odpad
Gdy państwo Kaczorowie zaczęli drążyć sprawę, na jaw wyszło, że Lucyna S. i jej wspólnicy mają wytłumaczenie na przekroczenie ilości wydobytego kruszywa.
- Pani Lucyna oświadczyła przed urzędem w Pułtusku, który wydawał koncesję, że to, co wybrała ponad zezwolenie było gliną, czyli odpadem a za wydobycie odpadów nie płaci się - mówi Michał Kaczor.
Tymczasem okazało się, że oświadczenie to było złożone w oparciu o sfałszowaną dokumentację geologiczną.
- Pani Lucyna oświadczyła, że wydobyła glinę i potraktowała ją jako odpad. Ale żeby glina stała się odpadem, musi zostać zewidencjonowana. Muszą zostać wydane karty przekazania odpadu z miejsca do jej składowania i na tej podstawie urząd może zwolnić z podatku. Kart nie było i nie mogło być, bo miejsca wskazane przez panią radną, gdzie niby pojechała glina to jej kopalnia w innym miejscu, na którą ten sam urzędnik wydał koncesję, a drugie miejsce to działka leśna. Pani Lucyna nie miała pozwolenia na gospodarowanie odpadami, na rekultywację oraz nie przekazała kart przekazania odpadu - mówi Michał Kaczor.
Winni
W wyroku wydanym 1 lutego Sąd Okręgowy w Warszawie uznał oskarżonych Lucynę S. i dwóch pozostałych współoskarżonych za winnych tego, że "w okresie od 1 czerwca 2016r. do końca grudnia 2016r. w Poniatach Ciborach gmina Winnica, działając wspólnie i w porozumieniu, w krótkich odstępach czasu w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, dzierżawiąc od Grzegorza i Ewy Kaczorów nieruchomości w miejscowości Poniaty Cibory, celem prowadzenia wydobycia piachu i żwiru (...) przywłaszczyli powierzone im do użytkowania i wydobycia mienie w postaci kopaliny w ilości około 221 100 ton o wartości nie mniejszej niż 994 tys. 950 zł, co stanowiło mienie znacznej wartości, w ten sposób, że uczestniczyli w wydobyciu około 292 500 ton kruszywa, przekraczając roczne wydobycie określone w umowach dzierżawy oraz w koncesjach Starosty Pułtuskiego (...), a następnie zbyli kopalinę zatajając przed właścicielami nieruchomości przekroczenie rocznych limitów wydobycia i naruszenie warunków koncesji".
Z tego tytułu sąd wymierzył Lucynie S. (na zdj.) karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Dwaj pozostali współoskarżeni także zostali skazani na karę bezwzględnego więzienia. Dodatkowo sąd orzekł względem całej trójki obowiązek naprawienia w całości szkody wyrządzonej przestępstwem poprzez zapłatę solidarnie kwoty 994 tys. 950 zł na rzecz Grzegorza i Ewy Kaczor. Lucyna S. dostała także 10 tys. zł grzywny. Geolog, który sfałszował dokumentację geologiczną, także został skazany na karę więzienia w zawieszeniu w tym samym procesie, co Lucyna S. i jej wspólnicy.
- Ten wyrok potwierdził jedną rzecz, że mieliśmy do czynienia z rabunkową działalnością na kopalni - powiedział po ogłoszeniu wyroku prokurator oskarżający w tej sprawie.
Wyrok jest nieprawomocny. Lucyna S. w rozmowie z naszą redakcją zapowiedziała już, że będzie się od niego odwoływać. Na dłuższą wypowiedź i odniesienie się do wyroku jednak nie doczekaliśmy się. Michał Kaczor skontaktował się z naszą redakcją w tej sprawie w kwietniu 2020 roku. Już wówczas dążyliśmy do rozmowy z Lucyną S. Zamiast tego pani Lucyna poprosiła nas o przesłanie pytań do jej pełnomocnika. Do tej pory - mimo kilkukrotnych monitów u adwokata skazanej - nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Lucyna S. odmówiła także komentarza reporterom telewizyjnego cyklu "Alarm" w TVP1, którzy nagłośnili sprawę w czwartkowym wydaniu programu.
To dopiero początek
Dla państwa Kaczor ten wyrok nie zamyka sprawy a wręcz przeciwnie. Będą dochodzić zadośćuczynienia ze strony urzędu Starostwa Powiatowego w Pułtusku.
- Starostwo wydało koncesję na wydobycie piasku i żwiru z naszej kopalni z rażącym naruszeniem prawa, w pół roku, bez decyzji środowiskowej, która stanowi kluczowe uzgodnienie w takich przypadkach. Uzyskanie pełnej dokumentacji w podobnych sprawach trwa nawet 2 lata. Następnie ten sam urząd wbrew procedurom i prawu przyjął dodatki do dokumentacji geologicznej poświadczające wydobycie gliny, czym spowodował, iż koncesja została zawieszona i wygaszona, a nie cofnięta jak to powinno mieć miejsce w tym przypadku wraz z jednoczesnym naliczeniem ok. 1 mln zł kary za przekroczenie wydobycia - mówi Michał Kaczor. Jest rozżalony taką postawą urzędu. - Największe pretensje mam właśnie do urzędu, bo to, że wydarzyło się przestępstwo, to jest jedna sprawa, ale żadna chęć pomocy czy choćby wyjaśnienia ze strony urzędu w tej sprawie nie nastąpiła. Wręcz mam wrażenie, że byliśmy w tym urzędzie traktowani jak wrogowie - mówił w programie TVP1.
Jako przykład nierównego traktowania podmiotów gospodarczych wskazuje na fakt, że aby wydobywać kruszywo z własnej kopalni, państwo Kaczor muszą wykonać raport oddziaływania na środowisko i inwentaryzację środowiskową.
Powiatowi urzędnicy z Pułtuska nie mają sobie jednak nic do zarzucenia.
- Pani S. nie znałem wcześniej, jedynie z kontaktów służbowych w naszym urzędzie - mówi Edward Chmielewski, dyrektor Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska w Starostwie Powiatowym w Pułtusku. Dla urzędników wyrok, który zapadł w sprawie karnej przed warszawskim sądem nie jest wiążący. - Nas obowiązują rozstrzygnięcia na gruncie administracyjnym - mówi Edward Chmielewski. - Jeśli Samorządowe Kolegium Odwoławcze, przed którym toczą się różne postępowania, każe uchylić którąś z decyzji, zrobimy to. Zarzut, że udzieliliśmy koncesji z rażącym naruszenie prawa jest chybiony. O potrzebie opracowania decyzji środowiskowej decyduje wójt na danym terenie. ja dokonywałem uzgodnień z wójtem gminy Winnica i z Urzędem Marszałkowskim - nikt nie wskazywał na potrzebę opracowania raportu oddziaływania na środowisko dla tej inwestycji. Jak mogłem nie wydać koncesji, gdy nie było ku temu formalnych przeszkód? To była standardowa sprawa i na początku wszystkim wszystko pasowało. Panu Kaczorowi nie przeszkadzało wydanie koncesji, ale dopiero gdy pojawiły się niesnastki, to zaczęto to kwestionować, zarzucać, że zatwierdziliśmy sfałszowaną dokumentację geologiczną. Ale przecież skoro ja w dokumentacji miałem podpis i pieczątkę uprawnionego geologa, to co miałem zrobić? Starosta, w imieniu którego ja działam, nie jest organem śledczym. W tej sprawie po prostu trafiła kosa na kamień i jeden chciał przechytrzyć drugiego. Ja przeżyłem 64 lata i nie byłem w sądzie, na policji a to, co przeżyłem przez tę sprawę, to przypłaciłem zdrowiem - mówi pułtuski urzędnik.
W tle historii jest jeszcze wątek składowania na wydzierżawionym od Kaczorów terenie nielegalnych odpadów niebezpiecznych dla środowiska, na co mają stosowne ekspertyzy. Sprawę - zarówno samego składowania odpadów jak i zaniechania kontroli tychże przez pultuskich urzędników - bada już tamtejsza prokuratura rejonowa.
***
Lucyna S. (75l.) była radną Rady Miejskiej w Wyszkowie z ramienia Komitetu Wyborczego "Razem dla Ziemi Wyszkowskiej" w latach 2010-2014 oraz 2014-2018. Od 2019 roku zarządzeniem burmistrza Wyszkowa zasiada w składzie Rady Seniorów Gminy Wyszków, której kadencja kończy się w 2024 roku.