Gala organizowana przez Mateusz Śniadałę i jego nowo powstałą federację Blood Fight Night okazała się wielkim sukcesem. Można śmiało stwierdzić, że wyszkowska gala nawiązywała do największych wydarzeń ze sceny mieszanych sztuk walki w Polsce. Dodatkowo kibiców rozgrzały występy muzyczne. Gwiazdą wieczoru był Jacek Stachursky. Kibice musieli trochę poczekać na wojowników, którzy pojawili się w oktagonie. Jednak kiedy zobaczyliśmy pierwsze walki, fani licznie zgromadzeni w hali WOSiR napewno nie pożałowali. Z dobrej strony pokazał się Jakub Roman z Bambero Team Wyszków, który mocno zaczął. Jednak musiał uznać wyższość rywala i ostatecznie przegrał przed czasem. Kibice docenili jego starania i nagrodzili gromkimi brawami. Z dużo lepszej strony pokazał się Dawid Gruchalski, który szybko narzucił przeciwnikowi swój styl walki, raz po raz zasypując go ciosami. Podopieczny Mateusza Śniadały z Bambero Team Wyszków sprowadził rywala do partertu i tam rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. Była to bardzo ciekawa walka. Kibice za ambicję i charakter powinni docenić Sebastiana Decowskiego. Reprezentant klubu Spartakus Rzeszów, mimo rozciętego łuku brwiowego i udzielanej w oktagonie pomocy przez służby medyczne, wygrał swoją walkę. Ponadto walki wygrali Jakub Tomczak i Bogdan Bulecki z Bambero Team Wyszków.
Wspomniane wcześniej walki były rozgrzewką przed głównymi starciami wieczoru. Natalia Jędrysiak, trenująca w wyszkowskim klubie, mierzyła się z Edytą Jędrzejczyk z Veto Team Bielsko-Biała. Obydwie zawodniczki stoczyły wyniszczjąca walkę, która trwała trzy rundy. Na koniec do góry powędrowała ręka Jędrysiak i to ona mogła cieszyć się ze zwycięstwa podczas Blood Fight Night. Potem przyszła na pojedynek wieczoru. Do klatki weszli Oleg Kapitańczuk reprezentujący barwy klubu z Ivano-Frankowska (Ukraina) oraz Emil Śniadała. Początkowo wyszkowiani miał problemy i był mocno obijany przez Ukraińca. Ale nie poddał się i konsekwentnie realizował swój plan. Przetrwał nawałnicę ciosów rywala. W drugiej rundzie Kapitańczuk był mocno zmęczony, co wykorzystał Śniadała. Sprowadził rywala do parteru i zasypał go gradem ciosów. Walka wieczoru nie zawiodła, inne pojedynki też, mimo, że w karcie walk nie było wielkich nazwisk a lokalni wojownicy. To okazało się kluczem do sukcesu. Do tego doszła znakomita oprawa gali.